Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

Annabelle11

Użytkownik
  • Zawartość

    4
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Annabelle11's Achievements

Początkujący forumowicz

Początkujący forumowicz (1/14)

  • Jest tu ponad miesiąc
  • Pierwszy Wpis
  • Twórca Konwersacji
  • Jest tu ponad tydzień

Recent Badges

0

Reputacja

  1. Szanowny Panie Rafale. Bardzo dziękuję za odpowiedź. Jak powinnam się zachować w sytuacji, gdy partner na moje zdynstansowanie się i próby przekonania do terapii lub pracy nad zmianą podejścia dla dobra związku, reaguje wchodzeniem w rolę "męczennika" i stwierdzeniem, że mnie unieszczęśliwia, niszczy mi życie i skoro te rzeczy, których on nie akceptuje są dla mnie aż tak ważne to dla mojego dobra powinniśmy się rozstać?
  2. Do wątku dodam jeszcze, że gdy staram się spokojnie rozmawiać o jego obawach i tym, jak mogę mu pomóc je przezwyciężyć nie reaguje on dobrze. Twierdzi, że używam takich wyrażeń tylko po to, aby zdobyć jego akceptację dla takich sytuacji. Mówi, że czuje, że ja bardzo chcę brać udział w różnych spotkaniach, a chcę jego zgody żeby swobodnie nimi się cieszyć, a nie dręczyć jego złym samopoczuciem z tego powodu. Gdy przyznaję, że czasami chcę się ze znajmymi bardzo spotkać i to prawda, że z jego akceptacją wszystko byłoby proste, ale jednocześnie chcę wypracować kompromis, tj. wracać ze spotkania wcześniej, pisać do niego w trakcie itp., to on mówi, że po prostu nie jest w stanie tego znieść, że ja w ogóle chcę brać udział w czymś takim jak spotkanie w męskim gronie.. dla niego to oczywiste, że w jego kraju kobiety nigdy by na coś takiego nie wpadły. (Nie jest to kraj restrykcyjny, ale generalnie kobiety i mężczyźni mają tam swoje odrębne światy, a przyjaźnie damsko-męskie prawie wcale nie funkcjonują). Domyślam się, że to nie ja jestem problemem bo w większości związków tak to nie działa, ale jednocześnie mam poczucie, że każdy związek jest inny, a ludzie mają inne obawy i potrzeby. Gdy wyobrażam sobie zamianę ról, wiem że też by mi to nie odpowiadało. Na pewno nie byłabym tak radykalna, jak on, ale zapewne chciałabym jakiś wiadomości w trakcie spotkania. Wiem też, że nie jestem od tego, aby go naprawiać i zbawiać. Znam go jednak dobrze i jego historię i zwyczajnie wiem, jak dobrym jest człowiekiem. Mam wrażenie, że jakieś lęki stawiają przed nim bariery nie do przeskoczenia. Mówił, że próbował, ale nie może i ja mu wierzę, że próbował. Pytanie, jakie formy rozmowy, może podobne do technik terapeutycznych, mogłyby pomóc, aby dostrzegł, że jeśli się chce to się da?
  3. Raczej chodzi mi o to, jak mogę komunikować się z partenerem, aby pomimo swej zawziętości zechciał w ogóle podjąć temat znalezienia rozwiązania i kompromisu. Jak stworzyć atmosferę do takie rozmowy, jakich słów użyć, by brzmieć zdecydowanie, a jednocześnie zagwarantować poczucie bezpieczeństwa i otwartości. Nie potrzebuję takich porad i sformuowań, jak powyżej. Zdaję sobie sprawę, jak to wygląda z boku i choć wiem, że jestem osobą podatną na manipulację, to wiem też, jak złe jest takie zachowanie na dłuższą metę i znam jego konsekwencje. W skrócie: taki układ pozostawia sporne kwestie nierozwiązane, a związek dalej trwa aż do kolejnej awantury o to samo.
  4. Witam, byłabym wdzięczna za jakieś porady lub sugestie odnośnie komunikacji z partnerem. Mam 27 lat, a on 34. Jesteśmy razem od prawie 8 lat, on jest obcokrajowcem, większość czasu żyjemy w związku na odległość. W ostatnim czasie zaczęliśmy zbliżać się do znalezienia rozwiązania, aby w końcu zamieszkać razem. Byliśmy rozdzieleni przez pandemię przez prawie 2 lata.. Mój partner często bywał podejrzliwy i zazdrosny, lecz dotychczas sprzeczki kończyły się porozumieniem. W ostatnim czasie po zaistnieniu różnych sytuacji, które przekraczają jego granice i są czymś czego on nie może zaakceptować padły słowa, że jeśli pójdę na spotkanie to to będzie koniec związku. Chodzi o spotkanie w gronie moich przyjaciół z dzieciństwa. Los chciał, że troje z nich to mężczyźni i jedna kobieta. Z żadnym z nich nigdy nie byłam w związku, są dla mnie jak bracia. Dwóch z nich ma stałe partnerki, lecz jeden woli życie singla. Zazwyczaj spotykamy się w domu jednego z nas i po prostu rozmawiamy przy lampce wina i kolacji. Mój partner oznajmił mi jednak, że nie ufa nikomu, a takie sytuacje są dla niego nie do zaakceptowania. Uważa, że nie powinnam uczestniczyć w spotkaniach, w których jest równa liczba kobiet i mężczyzn lub mężczyzn jest więcej. Uważa, że to oczywiste. Oczywiście w sytuacji, w której mój partner jest za granicą, a jeden z moich znajomych jest singlem lub gdy któryś przyjdzie na spotkanie bez partnerki to automatycznie nie powinnam na spotkanie iść. Od dziecka jednak świętujemy razem urodziny itp. Jest to dość istotna część mojego życia. O ile jestem w stanie iść na kompromisy i nawet wysyłać wiadomości czy wychodzić ze spotkania o 22 (co jest dla mojego partnera tolerowaną godziną), tak niemożliwość spotkania w ogóle dopóki on nie wróci do Polski jest bardzo trudna. Przyznaję, że jest mi też trochę wstyd przed znajomymi, że są tak postrzegani przez mojego partnera, ale też jest mi przykro, gdy go krytykują lub sugerują że powinnam się z nim rozstać. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że mój partner niejednokrotnie stosował wobec mnie nieodpowiednie zagrywki. Wyczuwałam z jego strony szantaż emocjonalny, a jego szczere komentarze bywały bolesne. Doszedł on jednak ostatnio do wniosku, że próbował coś z tym zrobić i to zaakceptować, ale nie daje rady i jest to dla nas obojga wyniszczające. Moje propozycje znalezienia kompromisu spotykają się z oskarżeniem o zbytnie kalkulowanie sytuacji i stwierdzeniem, że moje wczesne powroty i wysyłanie do niego wiadomości nie powstrzymają jego złego samopoczucia. Różnica czasu między nami to 8 godzin, co sprawia, że on śpi, gdy ja spotykam się ze znajomymi.. Miewał przez to już ataki paniki po przebudzeniu. Wiem czym są bo sama ich doświadczałam, ale dzięki terapii radzę sobie z nimi. Partner nie wierzy w terapię ani w to, że przeszłość i jego dzieciństwo mogą mieć wpływ na jego brak zaufania do innych, a zwłaszcza do kobiet. W jego otoczeniu nie ma żadnych kobiet, a więc ja nie mam praktycznie powodów do zmartwień. Ja czasami w pracy również muszę brać udział w spotkaniach, gdzie jest więcej mężczyzn i niejednokrotnie odbywają sie one podczas lunchów. Próbuję się z nich wykręcać, ale nie zawsze tak się da. Wtedy również kłócimy się z partnerem. Bardzo go kocham i sądzę, że on mnie również. Choć ostatnio podjął decyzję o rozstaniu i planował po prostu zniknąć z mojego życia, to ostatecznie zdecydował się na rozmowę telefoniczną, w której przeprosił mnie i podziękował za wspólne lata. Byłam załamana, ponieważ rozstanie w sytuacji, w której nie zrobiłam nic złego wbrew naszej relacji wydało mi się po prostu bez sensu. Jestem osobą, która stara się ratować to, co cenne za wszelką cenę. Wiem, że to bywa słabością, ale naprawdę nie sądziłam, że ta kwestia okaże się niemożliwa do przeskoczenia. Ja wiem jak wyglądają moje spotkania ze znajomymi, lecz on nie może być pewien prawdy, dlatego staram się zrozumieć jego lęki i chciałabym tę sytuację przepracować. Nie wiem jednak jak się z nim komunikować. Gdy wspominam, że niedługo może być pewna sytuacja, która może być dla niego niepokojąca, to odpowiada złością, że skoro wiem, że to go rani to czemu w ogóle pytam, co mogę zrobić żeby mu pomóc skoro jedyną rzeczą, która w pełni pomoże jest to żebym na spotkanie nie poszła. Na tym próby dialogu i kompromisu się kończą. Partner podsumowuje, że się nie zmieni i tego nie zaakceptuje. W kółko każda strona powtarza swoje racje. Oboje jesteśmy rozmową wykończeni i zapłakani dochodzimy do wniosku, że nie potrafimy bez siebie żyć. Jednocześnie mamy zastanowić się nad wyjściem z sytuacji, co nigdy nam się nie udaje.. Nadmienię jeszcze, że on mówi, że nie chce mnie ograniczać i odbierać mi rzeczy, na których mi zależy, i wie, że jego reakcje ranią także mnie, czego on nienawidzi. Mówi, że niecierpi gdy ktoś przez niego cierpi lub jest smutny już od dziecka. Nie chcąc sprawiać mi dalej bólu, ani zmuszać mnie do rezygnacji ze stylu życia, proponował rozstanie, choć z cierpieniem na twarzy i łzami w oczach. Na tej podstawie wiem, że on też szczerze mnie kocha, ale coś przeszkadza nam w znalezieniu rozwiązania tej sytuacji. Chciałabym wiedzieć, jak ocalić ten związek. Czy powinnam zmienić podejście do znajomych? Przecież jeżeli są mi tak bliscy to zrozumieją, gdy parę razy na spotkaniach się nie pojawię. Nie chcę jednak by myśleli, że jestem ofiarą jakiejś przemocy.. Jednocześnie jeśli partner zauważy, że mnie to unieszczęśliwia to znienawidzi siebie jeszcze bardziej. Ja nie czuję jakiejś wielkiej potrzeby spotykania się z męską częścią naszej grupy. Najważniejsza jest moja przyjaciółka, z którą widuję się częściej. Jednak miło jest spędzać czasami czas w tej paczce z dzieciństwa i raz na kilka miesięcy chciałabym to robić. Starałam się napisać najważniejsze punkty naszej historii, choć nie sposób zawrzeć tutaj wszystko. Dziękuję za przeczytanie i prosiłamym o wsparcie.
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.