Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

Desperat

Użytkownik
  • Zawartość

    2
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Desperat

  1. We wtorek 23.07.2019], kot zaczął się zachowywać inaczej niż zwykle, jeden weterynarz na osiedlu [ja bezrobotny, brak oszczędności], tylko na to było mnie stać. Wizyta nic nie dała. W czwartek [25.07.2019] kolejna [matka dała pieniądze i dalej daje na utrzymanie kota] u innego poleconego, no i wyszło, że ma chłoniaka/białaczkę w stanie niezadowalającym. Jakieś zmiany w płucach, trochę płynu, potem wyszło też jak z sercem, nerki i wątroba w porządku, krew również. Na chwilę obecną stan stabilny i owszem cieszy mnie to, ale kot jest na lekach, jeżdżę do gabinetu, teraz raz na 1,5 tygodnia, wcześniej co kilka dni. Od 23.07 nie jestem sobą, 25.07 czyli w dniu kiedy dowiedziałem się co z kotem, ryczałem jak nigdy, albo inaczej mówiąc, nie przypominam sobie, żeby w ciągu ostatniego czasu coś takiego miało miejsce. Od razu po wyjściu z gabinetu zadzwoniłem do psychologa, Caritas ma placówki z darmową pomocą, dla takich jak ja. Poszedłem, znowu ryczałem i na kolejnych spotkaniach też, w domu tak samo. W ubiegłym roku chodziłem na spotkania do tego samego miejsca, ale przestałem, żałuję, dziś tej Pani nie ma już na miejscu i chodzę do innej. Nie wiem ile kot będzie żyć, nie chcę wiedzieć, bo to jeszcze bardziej mnie dobije, jeśli będzie to krótki okres, nawet jak by był długi, to i tak bym musiał odliczać i przygotowywać się do pożegnania. Co gorsze, będę musiał podjąć w końcu decyzję o uśpieniu go, kiedy jego stan na tyle się pogorszy i nie będzie się już nic dało zrobić. Wiem, że przy tym będę, następnie muszę jakoś załatwić kremację, transport i całą resztę, urnę... nie wiem czy dam to radę zrobić, już teraz płaczę. Jak nazwa tematu wskazuje, nie mam nic poza kotem. Żadnych znajomych, rodziny, co prawda matka jest i z nią mieszkam, ale to osoba której zawdzięczam swoje wszelkie problemy natury psychicznej. 31 lat i tkwię w tym samym miejscu, całe życie. Pani psycholog zasugerowała wizytę w szpitalu psychiatrycznym, dała namiary na psychiatrę [leki, jeśli nie chcę szpitala], ale olałem to, no i termin minął. Będę próbował w przyszłym tygodniu. Mam też namiar na jakiś numer 24/7. Kolejna rozmowa z psychologiem dopiero we wrześniu, cały miesiąc jestem pozostawiony sam sobie. Dziś wysyłałem CV, ale w Polsce niestety trudno znaleźć zatrudnienie dla osób takich jak ja, z cała gamą problemów natury psychicznej, więc jeśli będzie jakikolwiek odzew, to będzie cud, nie żebym informował kim jestem, ale dobrze wiemy, że presja, mobbing i cała masa tego typu podobnych jest normą w najgorszych pracach. Gdzie indziej nie mam po co aplikować. I tak to nędzne życie jakoś leci, brak wykształcenia, brak umiejętności, talentu i chęci. Zrobiłem to [wysyłanie CV, szukanie pracy] głównie z myślą o kocie, wszystko kosztuje, a tym bardziej w takich okolicznościach. Pijawki żerują na ludzkiej tragedii i płacić trzeba, sporo, dla mnie kwota rzędu 2 tysiące i więcej to kosmos. Nie mam pojęcia co robić ze sobą, samobójcze myśli oczywiście mam od wielu lat, czy się nasiliły trudno mi powiedzieć, bo priorytetem jest dla mnie kot i muszę o niego zadbać. Po babci, ani dziadku nie uroniłem łzy, na żadnym pogrzebie jakim byłem. Zdaję sobie sprawę z tego co tutaj piszę, może być trudno to pojąć, ale taka jest prawda. Kotek ma 8 lat+, więc swoje już przeżył, ale i tak mnie to boli, przez to jak jest. Zgon naturalny to jednak co innego. Fatalnie się czuję, w domu miałem Sulpiryd i łykam sobie codziennie po jednej sztuce, początkowo pomagało, w sensie otumaniało mnie, ale już przeszło. Dziś zacząłem drugi listek, jest tam 12 tabletek ogólnie. Lepiej jest rankiem, ale noc, ciemność mnie przeraża, nigdy tak nie było. Sam też nie wiem co dokładnie czuję, bo nigdy tak źle nie było, a wiem, mam tą pewność, będzie gorzej. W skrócie mogę to tylko opisać jako ciągły "stan zagrożenia", czy inny lęk, nie wiem, nie mam pojęcia.
  2. Wpis długi, chociaż to i tak ogólnie skrót. Mam nadzieję, że Pan Rafał nie zamknie tematu i ktoś cokolwiek tutaj doda od siebie głębszego. Wystarczy już deja vu. Z jednej strony chciałoby się wypisać listę pytań, z drugiej dodać coś od siebie. Połączenie obu powinno być odpowiednie. 1. Zdajecie sobie Państwo tutaj zebrani, że nie jesteście w stanie każdego uratować i spotkania z wami, psychoterapie, leki i wszystko inne jest niczym "bajdurzenie kołczów od samorozwoju"? Dlaczego wasze środowisko nie zjednoczy się i nie rozpocznie jakiejś akcji/kampanii odnośnie eutanazji? Lepsze to niż samobójstwo, które w sporej mierze bywają dramatyczne. Spokojna śmierć, w dobrych warunkach to komfort. Mikstura do wypicia i spać, zgon, koniec. Ja obecnie jestem na etapie, kiedy. Nie, czy i jak, tylko kiedy. Odkładam ten dzień, odnalazłem dziś to forum i pomyślałem, że dobrze by było coś napisać, póki jestem jeszcze w stanie to zrobić. Otrzymać odpowiedzi na nurtujące mnie pytania u źródła. Najbardziej prawdziwe odpowiedzi, a nie mydlenie oczu. Swoje doświadczenia mam, wiedzę, przemyślenia i doświadczenia z szarlatanami [psychiatrzy/psycholodzy] też. Moje negatywne podejście pewnie już zostało zauważone, ale każde spotkanie z następnym "specjalistą" sprawia, że moja ogólna opinia o tym towarzystwie jest coraz gorsza. Przez te wszystkiego lata doszedłem do wielu wniosków, zastanawiam się czy osoby po drugiej stronie działa to tak samo? Czy może stosujecie te same techniki ze studiów/szkoleń. 100 różnych osób, jednakże to samo podejście za każdym razem. Bardzo łatwo wyczuć czy jest się chcianym, czy też nie. Ja czuję się jak klient, tak niestety jest, haj$ się musi zgadzać. Co prawda w Caritasie mogłem pochodzić te 7/8 spotkań za darmo i pogadać, ale już taki psychiatra niestety liczy sobie 100zł za wizytę. Wcześniej spotkania były godzinne, ale to się skończyło. 30 minut, ponaglanie bo inni czekają. Kilka słów, recepta, 100zł, spieprzaj dziadu i następny, biznes się kręci. Ja tam nigdy nie przychodziłem po leki, bo to nie jest mi potrzebne i w żaden sposób nie zmieni mojego położenia, chodziłem tam jedynie przedstawić swoją historię. Mój błąd, usłyszałem również "ja wiem, że jest ciężko, wszystkim jest". U psychologa w Caritiasie pojawiłem się przypadkiem, ale już po jakiś czasie chęci minęły. Głupoty, bzdury i inne takie. Na co to komu? Równie dobrze można by iść do wróżki, niech powróży z kart, czy z popatrzy w kulę. Ja nie widzę różnicy, strata czasu. Co może pomóc, wiele rzeczy, ale żadnej z nich nie oferuje psychiatra/psycholog i to jest problem. W żarcie mi ktoś kiedyś powiedział, żebym do prostytutki poszedł pogadać i jakkolwiek abstrakcyjnie by to nie brzmiała, uważam, że taka 1 wizyta [nigdy wcześniej nie byłem] warta by była więcej niż wszystkie moje spotkania z szarlatanami. Czymże jest samobójstwo, jeśli nie ucieczką? Ja się naprawdę dziwie wam, ludziom, którzy niby mają pomagać nam/mi, a nie znają podstawowych zwrotów, mechanizmów. Czasem się tak zastanawiam, czy was nie powinno się naprowadzić na odpowiedni tok rozumowania, jakoś edukować. Kto jest bardziej oderwany od rzeczywistości i kto większe problemy, ja, czy może jednak wy? Bardzo dokładnie pamiętam kiedy pojawiły się u mnie myśli samobójcze, dlaczego, w jakich okolicznościach. Rodzice po rozwodzie, ojciec alkoholik [brak kontaktu]. Matka zaczęła znęcać się nade mną psycho-fizycznie w okolicach mojego 8 roku życia i ciągnęło się to dosyć długo. Spowodowało to również spustoszenie w moim umyśle, a kto wie, może i przez to rozwinęły się u mnie problemy zdrowotne. Teraz mam 31 lat. W szkole zgłaszane, ale wiadomo, wszystko zamiecione pod dywan i tak było prawdę powiedziawszy przez zdecydowaną ilość mojego życia. Problemy istniały, ale nie było rozwiązania. Żałuję jedynie tego, że nie zdecydowałem się na bardziej radykalny krok. Jestem dosłownie w tym samym miejscu, dosłownie i mój obecny wiek nie ma tu nic do rzeczy. Wiadomo, że lepiej by było z kimś porozmawiać, ale ja wiem, że was na nic nie stać i nie jesteście mi w stanie pomóc, więc po co. Będąc młodszym miałem jedno marzenie, wyjazd do USA i USMC, albo USArmy, wyjechać i zostawić to wszytko za mną, jednakże z racji moich schorzeń wątpię, aby to było możliwe, niemniej jednak miałem wtedy motywację. W szkole nauczali języka niemieckiego, a ja w wolnym czasie skupiałem się na angielskim. FCE B i TOEIC L&R Gold, te dwa certyfikaty udały mi się zrobić. Dyplom Technik Informatyk, Licencjat Ratownik Medyczne, prawo jazdy B, C niestety nie. To wszystko na przestrzeni tych 31 lat mojego życia, z tym, że coraz trudniej mi szło, gdyż niestety zdałem sobie sprawę, że moje marzenie nie jest możliwe do spełnienia, a nawet jeśli to będzie ogromny niesmak, bo będę w USA niczym Meksykanin. Świat mi nie runął, stało się to o wiele wcześniej, za co powinienem podziękować matce. Co taki ktoś jak ja ma teraz zrobić? Ja całe życie powtarzałem, że pomoc jest warta więcej niż wszystko, jeśli jest realna. A żadna osoba waszego pokroju, nie oferuje realnej pomocy, wy jedynie powtarzać potraficie wyuczone regułki. Pomoc, wyciągnięcie ręki, coś co istnieje, jakaś możliwość. To się liczy. Trafienie 6 w lotto. Ostatnio na spotkaniu nawet narysowałem wykres. Powtarzam, samobójstwo to ucieczka, to racjonalny wybór. Chcę się męczyć? Nie. Szukałem wyjścia? Tak. Udało mi się? Nie. Zgon. Tak to działa. Ja rozumiem, że waszym zadaniem jest zmuszanie ludzi do życia, niezależnie od wszystkiego, ale to nie na tym polega. Warto by było się czasem postawić po tej drugiej stronie. Na studiach miałem kolegę W, alkoholik, mieszkał w domu rodziców na piętrze. Pracował na skupie węglą, wiocha jakaś. Chodził na imprezy do remizy i ogólnie korzystał z życia. Ja taki nie jestem. Chcę czegoś innego, ale nie wiem jak to zdobyć, pominąwszy to, iż nie mam kompletnie motywacji do niczego. W tym miejscu warto dodać 1 punkt. Powiem tak, łatwiej by mi się żyło w buszu, ale pokroju innych ludzi, t.j. takich ludzi jak ja. Nie byłoby zazdrości, ani nic, tylko spokój, wszyscy bylibyśmy tacy sami. Internet niby jest dobre, ale czy faktycznie tak jest? Człowiek mogę cały świat zwiedzać, patrzeć na ten przepych, na bogactwo, widzieć ten dobrobyt, potem niezależnie od tego czy chce, czy też nie, będzie się porównywać. Ja jestem nędzarzem. Potem dochodzi kolejna kwestia, po co się starać i robić cokolwiek, skoro i tak nigdy nie dogonię kogoś kto urodził się w USA w bogatej rodzinie, rozwiniętym mieście, do tego jest w pięknym i zdrowym ciele. Psycholog cały czas starał się mi podciąć skrzydła i sprowadzał na ziemię. Ja tak, a ona wspak. Całe życie patrzyłem w niebo, a ona podawała najgorsze przykłady. Ja jestem tego świadomy, ale co w związku z tym, że "inni mają gorzej"? To ma być rozwiązanie wszystkich moich problemów? Teraz bardziej w skrócie: 1. Spełnienie fizyczne [seks]. 2. Spełnienie zawodowe. Szczerze powiedziawszy nie pamiętam jak to szło do końca. Ogólnie wiadomo, że trzeba mieć w życiu cel i tylko takie życie ma sens, jeśli człowiek się realizuje, do czegoś dąży i widzie owoce, ale najważniejsze są możliwości! Polska jest nie tylko burdelem Europy, ale także Meksykiem i nie bez powodu ma taką opinię na świecie. Nie ma innego wyjścia, no nie ma. Pozostaje się męczyć, albo co, grać w Lotto, a potem, zgon. Wy niestety nie widzicie tego, albo nie chcecie tego dostrzec. Problemy natury psychicznej, to nie tylko efekt tego, że coś tam się dzieje w głowie, tylko efekt otoczenia w jakim się żyje. Zajmujecie się skutkami, a nie przyczynami. Dlatego nie potraficie ludziom pomóc. Jeśli przy krwawieniu bym zmieniał jedynie opatrunek, to bym pewnie zdechł za jakiś czas. Tylko przyczyny są ważne, ale wiadomo, lepiej iść na łatwiznę, po co się wysilać. Ludzie mają nędzne życie, nie są w stanie zmienić swojej sytuacji i po prostu im odbija po jakimś czasie. Samobójstwo to racjonalny wybór i w waszym interesie powinno być walczenie o prawo do godnej śmierci.
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.