Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

Stevie

Użytkownik
  • Zawartość

    1
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Stevie

  1. Hej, Historia jest taka: Znam się że swoim narzeczonym od gimnazjum i od samego początku musiałam go wspierać finansowo z powodu wielu niezależnych od niego czynników (matka alkoholiczka, złe towarzystwo). Widziałam że to dobry człowiek ale sam ma prostą nie wyjdzie. Zawsze miał pod górę pomimo dobrych chęci i starań. Kilka lat do przodu - mamy po 22 i 23 llata, wynajmujemy kawalerkę, mi udało się dostać dobrą pracę i zarabiam ok 80k rocznie, on ma problemy z kręgosłupem i pracuje na czarno jako monter scen. Jak jest zlecenie to jest kasa, jak nie m to siedzi w domu i gra w gry. Najgorszy delal, kasy nie ma, sama nas utrzymuje. Rozmawiałam z nim o tym, podsyłałam mu ogłoszenia pracy na umowę, kupiłam mu stabilizator kręgosłupa za dobre kilka stów żeby jakoś dał radę, dodałam go do luxmedu (za który też ja płacę) żeby zrobili mu badania, na rechabilitację nawet nie poszedł bo "to nic nie da jak będę chodził raz na miesiąc. A nie ma terminów". Stabilizator nosi do pracy tylko jak mu przypomnę (jak go nie założy to często wraca krzycząc z bólu), do pracy na umowę nie pójdzie bo "praca w sklepie/gastro/na zmywaku jest poniżej jego godności" i tak w koło macieju. Wczoraj był 11 listopada, dzień wolnych od pracy. Spytał mnie czy dzisiaj (12 listopada, piątek) idę do pracy. Jak odpowiedziałam, że tak to mnie wyśmiał że moja praca jest chujowa, że zarabia więcej ode mnie i w ogóle powinnam mu się kłaniać. Jak wcześniej cieszyłam się że w mojej pracy mam benefity to też je wyśmiał, że są do dupy a sam nawet nie płaci ZUSu, więc jakby musiał jechać do szpitala to by dostał potem rachunek do zapłacenia. Od trzech miesięcy nie dokłada się na czysz, prąd i wodę, wcześnie też różnie bywało, tylko czasami dawał na jedzenie. Po akcji z 11 listopada wkurzyłam się, jak mu wyliczyłam że zarabiam więcej ma godzinę niż on to najpierw na mnie nawrzeszczał, że brutto się nie liczy i musiałam mu kalkulatorem pokazać, że liczyłam netto od samego początku. Próbował mnie też poprawiać w prawie pracy czy płacę PIT czy nie co mnie wkurzyło jeszcze bardziej (pracuje w HR więc z prawem pracy mam styczność codziennie a on od zawsze pracował fizycznie) Jak to piszę jest piątek 12 listopada. Nie widzieliśmy się od czasu tamtej rozmowy a myślę tylko o tym żeby go wystawić za drzwi dopóki mi nie odda za rachunki za poprzednie trzy miesiące (będzie ok 2500zł) skoro podobno zarabia tyle kasy. Będzie miał gdzie się zatrzymać, więc nie wywalę go na ulicę. Ma znajomych. Umowa na mieszkanie jest na mnie. Czy to nie jest zbyt drastyczne? Z jednej strony mam wrażenie że inaczej go nie obudzę i sytuacja nigdy się nie zmieni a z drugiej zastanawiam się czy nie przesadzam.
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.