Życie dało mi w kość. A nikt mnie nie nauczył, jak radzić sobie ze stresem. Wśród wielu stresów jest obawa o zdrowie. Mam lęki wywołane oczekiwaniami na operację, zabiegi medyczne. Ostatnio przeszłam kolejną operację serca. Nie poszło idealnie, dlatego dostałam też stymulator serca. W szpitalu walczyłam o życie, bo po operacji dwa razy zatrzymało mi się serce. Leżałam ponad dwa miesiące, a sporą część w izolacji. Sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. Miałam plan, aby wykorzystać zwolnienie po szpitalu i urlop na powrót do formy. Ciężko było i jest. Partner zapracowany, wspiera, ale nie tak jak potrzebuję. Moja ,,rehabilitacja" szła powoli. Zaczęłam realizować kolejne punkty, które sobie wyznaczyłam. Spacery. Kontrole. Leki. Badania. Zapisałam się, mimo lęków, do dentysty. Planowałam powrót do pracy, choć z obawą, że będzie trudno i fizycznie i psychicznie. Stosuję magnez i l-tryptofan, które mnie wyciszają i trochę lepiej sypiałam. Jednak moja waleczność znowu została wystawiona na próbę. Ale chyba już straciłam siły na walkę. U stomatologa porażka, ząb wyrwany, kolejny w planie. Uzębienie fatalne. Zanim psychicznie się ogarnęłam, terminy za dwa miesiące. Lęk, że zaniedbałam tak ważną sprawę. Mam termin, ale próbowałam w inne miejsca, aby przyspieszyć bo może wizyt będzie więcej. Bez efektu, póki co. Mam problem z podejmowaniem decyzji. Po pierwszej kontroli stymulatora kolejny cios. Jedna elektroda nie działa właściwie. Dwa razy słabo się czułam. I badanie to pokazało. Mam przyspieszoną kolejną kontrolę. Ale gdy się powtórzy złe samopoczucie, mam dzwonić wcześniej na wizytę. Chyba straciłam ducha walki. Świruję. Boję się spacerować. Iść po chodniku, to ludzie mnie znajdą? Iść na łąkę to lżejszy upadek będzie? Boję się, że będę musiała znowu podejmować decyzje, że znowu szpital, zabieg. A jak tu wrócić do pracy? A muszę wrócić. Miotam się między ,, zastygnięciem", wycofaniem, poddaniem, a próbą postawienia się, życia pomimo ryzyka. Wyjdę z domu, niech się dzieje co chce. Czy jest sposób na to bym wyciszyła ten chaos w głowie? Jak zregenerować się psychicznie, by dalej funkcjonować? Wiem, że rządzi ciało migdałowate. Moja kora przedczołowanie nie wspiera. Patrzy tylko, jak pakuję w siebie słodycze i jedzenie. A przy tym wszystkim jestem taka samotna. Mało się zwierzam, bo nie chcę martwić rodziny. Od dwóch dni popłakuję, aby sobie ulżyć i rozładować to wewnętrzne napięcie i bezradność. Czy dam radę sama się z tym uporać?