Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

Thelaskovic

Użytkownik
  • Zawartość

    4
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Thelaskovic

  1. Radosławie, znalazlem dosc ciekawa ksiazke, ktora traktujeo problemach w zwiazku, emocjach, mozliwosciach radzenia sobie z nimi. Zaczynam powoli odkrywac co we mnie siedzi i jak sobie z tym radzic. Podpisuje sie ponadto obiema rekami, pod tym, co napisales wyzej. Tutaj lektura https://www.monarch-therapy.us/uploads/1/1/6/2/116245417/interpersonal_problems_workbook.pdf. Pozdrawiam!
  2. http://www.psychologia.net.pl/forum.php?level=458377&post=458377&sortuj=0&cale=1 Zostawiam to w odpowiedzi na Panska odpowiedz. Udowadnial juz wiecej nic nie bede, bo juz nie musze Populizmy typu "Pracuj nad soba, otworz sie na nowe doswiadczenia i pamietaj, ze tyle dostaniesz ile sam od siebie dasz. Juz o tym wspominal Newton w 2 zasadzie dynamiki." sa po prostu nader zbedne.
  3. Czyli przez 3 lata zwiazku, moja ex byla przeze mnie odpychana i dlatego ze mna byla? Trudno pojac mi te logike. Pragne uwagi, poniewaz po kilunastu (!) latach bezsilnosci, napisalem post na forum? (dodaj prosze, ze jestem atakowany :D). Na co dzien nikogo nie gnebie, oprocz samego siebie , "gnebie" tylko i wylacznie w czasie klotni, kiedy odcina mi prad. "Pracuj nad soba, otworz sie na nowe doswiadczenia i pamietaj, ze tyle dostaniesz ile sam od siebie dasz. Juz o tym wspominal Newton w 2 zasadzie dynamiki." - pij mleko bedziesz zdrowy. Dziekuje za podjecie proby pomocy. Pozdrawiam.
  4. Witam, niespecjalnie wiedzialem do jakiego teamtu podpiac moj przypadek, wiec zostawiam go tutaj. Jestem agresywny i przemocowy. W relacji z moja byla juz dziewczyna, na co dzien, zycie bylo naprawde niezle (przynajmniej z mojego punktu widzenia...). Wspolne mieszkanie, praca, plany, milosc (choc zapewne wielu z Was to niebawem zakwestionuje), dobre relacje miedzy rodzinami, pojawiajaca sie szansa na kredyt, wspolne tresciwe spedzanie wolnego czasu, wyjscia (ktore niestety nierzadko naszpikowane byly negatywnymi emocjami i strachem moim, ale i mojej partnerki "z czym tym razem wyskocze"). Ogolnie sielanka. Problem pojawial sie, kiedy "zostalem wyprowadzony z rownowagi" (nie, nie wybielam sie, biore na klate kazdy jeden syf, ktory zrobilem, probuje to jakos sensownie opisac). Wtedy to, po kilku prosbach o zostawienie mnie w spokoju (nawet jesli mnie zostawiala, sam czesto nie odchodzilem i bez opamietania jechalem dalej, mimo ze dostalem to o co prosilem - tak bylo kiedys, w nowozytnej historii, nie bylo mowy zeby moja ex przestala mowic - tak wiem, kazdy widzi, ze usprawiedliwiam sie "bedac prowokowanym") odpalal sie demon. Demon, ktory bez najmniejszych ogrodek, w ciagu 30 minutowego ataku, potrafil rzucac wszystkie znane ludzkosci inwektywy, co - jak kazdy moze sie domyslic - niszczylo moja byla druga polowke. Zaskoczenie, nie dawalo mi to spokoju przez kolejne 3/4/5 dni/tydzien. Pozniej, slyszac ze w sumie wszystko jest ok, przystepowalismy do codziennosci, oczywiscie z obawa u mnie, ze za chwile znow wyjdzie ze mnie szatan i bede niszczyl psychike mojej dziewczyny. Placz u niej, powodowal tylko to, ze bylem jeszcze bardziej bezradny, jeszcze bardziej zly, ze nic nie moge teraz zrobic. Dzwonilem takze do jej rodzicow, zeby sobie ja zabrali, bo ja juz nie daje rady (naprawde czulem sie wycienczony psychicznie, dalej czuje, tym kim jestem/bylem, swoim zachowaniem i wstydem przed samym soba). Dochodzilo pare razy do szarpanin miedzy nami, tak z jednej, jak i z drugiej strony (oczywiscie jak rozumiem, to byla jej proba bronienia sie, przejela te zachowania ode mnie?), ja potrafilem siasc na nia, trzymac jej rece zeby juz mnie nie policzkowala, ona natomiast potrafila wbic mi w plecy pek kluczy (znow nie usprawiedliwiam siebie, zdaje sobie sprawe, ze to ja jestem powodem tego wszystkiego). Znajdzie sie za chwile ktos, kto powie, ze biorac wszystko na siebie, wybielam sie i szukam zrozumienia - darujmy sobie takie komentarze. Powiedzialem sobie kiedys, ze jesli uderze kobiete (przez to co robilem, mimo ze wiem, ze nie posunalbym sie tak daleko) odbiore sobie zycie. Sek w tym, ze przeciez ja ja bilem emocjonalnie nie raz. Ta mysl zaczyna mnie coraz bardziej przytlaczac (nie, nie powiesze sie, nie zrobie tego mojej rodzinie, z ktora zreszta dopiero co, po 20stu kilku latach sie pojednalem) przez co zaspecjalnie nie wiem co dalej. Nie szukam wybaczenia, rozgrzeszenia, nie chce sie spowiadac, slyszec milych slow, ze to nie Twoja wina, ze dwojka osob zawsze jest odpowiedzialna po czesci za to co dzieje sie w zwiazku, bla bla bla. Staralem sie zawsze bardzo, moze nawet za bardzo, mialem zawsze szczere intencje, nie do podbicia swojego podeptanego ego, tylko po to, zeby po prostu zylo jej sie choc odrobine latwiej i lepiej, i zeby widzac troski, o ktorych od poczatku nie chciala za specjalnie mowic, zostaly "ogarniete", bez mowienia o nich. Ze bede prawdziwym facetem, twardym nieustepliwym, ktory poswieci swoje zmeczenie, czas, nerwy, na to, aby ona miala wszystko. Szkoda tylko, ze tak bardzo nie widzialem emocjonalnych i psychicznych jej juz bylych potrzeb. Nie bede dodawal jakimi uczuciami ja darze, ile stracilem, jak bardzo mi zalezy - w to i tak nikt nie uwierzy. Palilem przez parenascie lat marihuane, wydaje mi sie ze tlumilem nia bardzo duzo przykrych emocji z dziecinstwa i nigdy pewnych rzeczy nie przerobilem (znow nie zrzucam winy na rodzicow). Dodam, ze przedostatni zwiazek wygladal dosc podobnie, tam jednak bylo o wiele mniejsze zaangazowanie emocjonalne z mojej strony - co oczywiscie nie usprawiedliwia mojego zachowania. Potrafie zadac bol, z pekajacym sercem musze przyznac, ze jestem w tym dobry - ot mialem dobrego nauczyciela - fakt. W zeszlym roku w okolicach wakacji, rozpoczalem terapie, dziewczyna mowila, ze faktycznie zauwaza poprawe, jednak przez koronawirusa, w okolicach lutego z niej zrezygnowalem. Teraz z racji, ze w koncu mam jakiekolwiek pieniadze, wcielilem ja ponownie w zycie. Niech bedzie, ze na swoja obrone dodam, ze wszyscy dookola, tak rodzina, jak znajomi, przyjaciele, nawet psycholog, jasno mowia, ze jestem bardzo wrazliwym i uczuciowym facetem. Pomagam ludziom w pracy, jakkolwiek sie da - czy to slowem, czy to obecnoscia, pieniedzmi, proba pokazania jak mozna zrobic cos lepiej, zeby troche lepiej im poszlo w pracy, jestem empatyczny i potrafie wyczytac z ich twarzy duzo emocji i tego co w nich siedzi, nie bedac jednoczesnie gluchym na te problemy (jakos musze przeciez zakontrastowac swoja czarna strone, czyz nie? Nie, sprawia mi to przyjemnosc i z tego czerpalem zawsze duzo energii, z pomocy drugiemu czlowiekowi). Nie pytam czy do mnie kiedykolwiek wroci, bo na to potrzeba czasu, moja zmiana jesli w ogole mozliwa, potrwac bedzie musiala raczej wiecej, anizeli mniej czasu, a i z jej odejsciem zaczynam sie powoli konfrontowac i z tym, ze raczej juz nie wroci. Poprzysiaglem sobie wrzucic tryb single player przez nastepne 12 lat, tj. do mojej 40stki, choc nie wiem czy nie wydluzyc tego czasu do konca zycia, skoro i tak nigdy nie potrafilem stworzyc normalnej relacji, zawsze konczylo sie nad przerostem oczekiwan i pewnym niezrozumieniem moich, tych dobrych, ruchow. Pytanie brzmi, czy jest dla mnie jeszcze jakakolwiek szansa, bo na chwile obecna, mimo tego ze wiem, ze robie duzo zlego, zatracilem chyba istote czlowieczenstwa, jednoczesnienie widzac w sobie czlowieka? Kazdy komentarz, nawet ten uszczypliwy, jest mile widziany - w koncu od podworka musialem torowac swoja droge do tego, zeby ludzie mnie lubili (szkola, sport, studia, praca, tam tez zawsze mialem ciezko z przyjeciem mnie do jakies spolecznosci). Takze prosze, karmcie sie moim "zje****em".
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.