Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

jojo2009

Użytkownik
  • Zawartość

    1
  • Rejestracja

  • Ostatnio

jojo2009's Achievements

Początkujący forumowicz

Początkujący forumowicz (1/14)

  • Twórca Konwersacji

Recent Badges

0

Reputacja

  1. Mój mąż ma dziecko z poprzedniego związku, które od 2 lat na stałe mieszka z nami. Matka dziecka sama się na to zgodziła, zapadły wyroki w sprawie alimentów i ustalenia miejsca zamieszkania. Jednak interesuje się dzieckiem, zabiera je do siebie raz w miesiącu na weekend, na święta i na całe wakacje. Codziennie dzwoni — podarowała dziecku telefon. Z mężem jesteśmy razem od 5 lat, nie mamy swoich dzieci. Na początku, kiedy zaczęliśmy być razem, z poprzednią partnerką realizowali opiekę naprzemienną. Z upływem czasu przekonaliśmy się, że z wielu względów nie jest to dla dziecka dobre rozwiązanie i uzależnia nas od układania się z była partnerką męża jeśli chodzi o miejsce zamieszkania — my jesteśmy z Warszawy, ona z Wrocławia i nikt nie chce się przeprowadzać, a wcześniej po ich rozstaniu wszyscy mieszkaliśmy w jednym mieście. Ogólnie dziecko samo wolało mieszkać z ojcem — po prostu miało z nim lepsze relacje niż z matką. Krótko mówiąc, oboje doszliśmy do wniosku, że lepiej będzie, jeśli zamieszka z nami, ponieważ matka pała nienawiścią w stosunku co do mnie i niestety nastawia dziecko przeciwko mnie — tłumaczy, że nie jestem rodziną, uczy lekceważącego stosunku w stosunku co do mnie. U nas nie było takiej sytuacji, żebyśmy mówili dziecku o niestosownym zachowaniu matki, które nagminnie występuje, albo umniejszali jej rolę w życiu i wychowaniu dziecka. Sami zachęcaliśmy do utrzymywania kontaktów, poznania mamy od strony "ludzkiej", a nie tylko jako rodzica, z którym musi się widywać i spędzać z nim czas. Podkreślam musi bo często dziecko dostawało ataki histerii kiedy miało do niej jechać. Mój stosunek do tego dziecka określam jako poprawny. Na ogół nie czuję jakiegoś parcia na bycie matką, nie próbuje dziecku jej zastępować (co insynuuje matka dziecka od początku, kiedy poznałam mojego męża). Wręcz nie angażuje się w żadne sprawy rodzicielskie, ponieważ wiąże się to z wielką odpowiedzialnością, której brzemię noszą rodzice dziecka, nie ja. To przecież nie ja zdecydowałam się na poczęcie dziecka. Od początku starałam się być dla dziecka przyjaciółką, dobrą duszą, której może się wygadać, zapytać o opinię, poprosić o przysługę. Pomagałam w lekcjach, bawiłam się, zabierałam w różne miejsca, nawet do swojej rodziny, która traktuje to dziecko jak "swoje". Dziecko mówi do mnie po imieniu, bo sama tak chciałam. Problem leży w tym, że ja nie potrafię nabrać chęci do tego, aby utrzymać tę przyjacielską relację, wręcz od pewnego czasu robię to na siłę. Mam coraz większą świadomość, że to nie moje dziecko, a mojego męża, którego kocham najbardziej na świecie, który ma to dziecko z inną kobietą. A po każdym pobycie dziecka w domu matki, wraca inne, zmienione, już mniej chętnie nastawione do mnie, przez co i ja zniechęcam się do nawiązywania z nią jakichkolwiek relacji, a najchętniej chciałabym, aby ich nie było. W tym czasie, kiedy dziecko jest u matki, spędzamy z mężem świetny czas, pełen szczęścia, miłości, jesteśmy tylko dla siebie, cieszymy się ze wspólnych chwil. A nagle, kiedy dziecko wraca, jestem w rozsypce i potrzebuje kilku dni, aby "dojść do siebie" - uważam, że to normalne i obwieściłam to mężowi, żeby dał mi kilka dni i nie angażował mnie w spędzanie czasu z jego dzieckiem - nie mam nic przeciwko, żeby planowali sobie wspólny czas przez mój okres "dochodzenia do siebie" . Mąż, kiedy dziecko wróci do domu nie widzi poza nim świata, a ja przez te początkowe dni czuje się jak piąte koło u wozu, dlatego wolałabym zająć się sobą, poświęcić czas wtedy na swoje potrzeby psychiczne i fizyczne, a on tego nie rozumie i uważa, że powinnam być super happy w skowronkach, tak jak on. Do tego widać, że robi dla dziecka bez zastanowienia takie rzeczy, których ja nie mogłabym oczekiwać bez dyskusji czy tłumaczeń - co jest lekko krzywdzące. Przez to wszystko, ze w pewnych kwestiach czuje się na gorszej pozycji niż dziecko, jego niechętne nastawienie po pobycie u matki, zniechęcam się do niego i mam ochotę wycofać się z jakichkolwiek relacji z nim. Mąż zapewniał, że traktuje mnie i dziecko tak samo — ale jak ono tylko pojawi się na horyzoncie to mogę o tym zapomnieć. Nie chcę krzywdzić tego dziecka ani mojego męża swoim niechętnym zachowaniem, ale to wynika właśnie z diametralnie zmienionej sytuacji, kiedy dziecko wraca do domu. To mój wewnętrzny ból i lament z tej sytuacji, który nie chce żeby był wylewany na inne osoby - mimo wszystko. Jak wytłumaczyć mężowi moje uczucia i jak znaleźć kompromis? Za każdym razem, kiedy poruszam ten temat jest awantura, bo mąż broni dziecka jak lwica młodych... i uważa, ze wszystko to moja wina i ja mam ze sobą problem 😒 ja oczekuje jedynie zrozumienia i pozwolenia mi na wyleczenie swojego bólu, kiedy już się pojawi...
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.