Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

Ona_

Użytkownik
  • Zawartość

    1
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Ona_

  1. Moja mama od niedawna ma I stopień niepełnosprawności (pogłębiająca się wada wzroku), a teraz dodatkowo cierpi z powodu zwyrodnienia stawu biodrowego. Miała mieć operację w tym roku, ale lekarz przesunął ją ze względu na osłabienie po covidzie. Mama już praktycznie nie widzi i nie chodzi - głównie leży lub czasem siedzi na łóżku. Całymi dniami słucha tylko radia (kiedyś bardzo dużo czytała z racji zawodu). Jedyną osobą, która sprawuje opiekę nad mamą, jestem ja. Siostra mamy, która mieszka na drugim osiedlu, odmówiła wszelkiej pomocy (pokłóciła się ze mną, a to odbija się na mamie). Ta sytuacja trwa od ponad pół roku, a ja jestem już wykończona psychicznie. Ukończyłam dwa prestiżowe kierunki studiów. Pracowałam w zawodzie. Pandemia przerwała pracę i w zeszłym roku, w marcu wróciłam do domu rodzinnego. Miałam być tutaj tylko przez chwilę. Mama stale jęczy z bólu, płacze, jest zła albo totalnie zobojętniona. Od 1,5 roku nie mam kontaktu ze znajomymi (prócz przyjaciółki; druga odwróciła się ode mnie, bo chyba była zmęczona zmianą mojego życia na nudne i smutne). Skończyłam drugie studia, rozstałam się z chłopakiem (związek intensywny, a rozstanie burzliwe). Od kilkunastu miesięcy o niczym innym nie marzę , by tylko wyjechać choć na kilka dni gdziekolwiek. Odetchnąć i nabrać sił. Czasem wybucham (coraz częściej mi się to zdarza) i krzyczę do mamy, żeby sprzedała ten dom (jak sugerowała jej kuzynka), a pieniądze będzie miała na comiesięczne opłacenie Domu Opieki. Opiekunka odpada, bo musiałaby zamieszkać razem z mamą, a aktualnie nie stać nas na to. Z kolei opiekunka środowiskowa przychodziłaby zbyt rzadko w stosunku do tego, ile mama tego potrzebuje. Raz mama powiedziała coś w rodzaju: "Tak, jak rodzice zajmują się dziećmi, kiedy są małe, tak dzieci zajmują się rodzicami na stare lata, tylko jakoś ciężko im to przychodzi" czy jakoś tak. Kiedy buntuję się, mówię, że chciałabym żyć normalnie słyszę: "nie bój się, ja już długo nie pożyję". Jest też płacz i proszenie, bym nie mówiła jej kolejny raz o tym, jak mi ciężko, bo ona to wie, ale co ma zrobić - "Mam się zabić?" lub "Przepraszam, że żyję". Wtedy dopada mnie wściekłość, bezradność i mam wrażenie, że kompletnie mnie nie rozumie, tylko skupia się na sobie. Dodatkowo zauważyłam w ostatnim czasie, że kiedy na coś odpowiem ze złością, z pretensjami, kwituje: "Dobrze, będę żyła o chlebie i wodzie", "Poproszę ciotkę o pomoc, żeby przynosiła mi obiady" (odmówiła jej wszelakiej pomocy w maju przez tel. już czterokrotnie), "Przepraszam, że ośmieliłam się spytać". Wtedy też mama dodaje, że jej siostra nie pomaga, bo wie, że ja jestem i że mogę wyjechać "Przynajmniej nikt nie będzie miał do mnie o nic pretensji". Wówczas też odnoszę wrażenie, jakby mną manipulowała. Jest jej wygodnie ze mną i czuje się bezpiecznie, a o ciotce zaczyna mówić, by doprowadzić mnie do szału (nie mogę jej wybaczyć, że zostawiła nas w takiej sytuacji). A kiedy jest wszystko dobrze, słyszę: "Myślisz, że ciotka by tak chodziła ze mną po tych wszystkich lekarzach, załatwiała transport, podawała tak te leki, przestrzegając jeszcze godzin, jak ty to robisz?" Kiedy pojechałam na niespełna jeden dzień rowerem nad jezioro 15 km (wszystko poszykowałam) mama rozpłakała się, bo tak czuła się bezradna i niesamodzielna. Bała się, że nie poradzi sobie. Wróciłam po kilku godz. Przez całe lato jeździłyśmy po różnych lekarzach. W międzyczasie mama dodatkowo zachorowała na krwotoczne zapalenie żołądka, spowodowane ilością leków przeciwbólowych, które brała. Do szpitala nie chciała iść, choć lekarz sugerował, bo "nie widzi i nie poradzi sobie", więc leczyłam ją samodzielnie. Ile razy upadła na podłogę... Była tak słaba. Widzę, że wszystkie takie sytuacje sprawiają, że czuję się kompletnie bezradna i jest we mnie coraz więcej gniewu. Ja wegetuję. Razem z mamą. Jestem młoda, wykształcona, atrakcyjna. I siedzę w domu. Najbardziej jestem przerażona faktem, że to się nie zmieni. Nie wrócę do pracy w zawodzie, nikogo nie poznam, nigdzie nie pojadę na wakacje. Wcześniej byłam osobą bardzo aktywną, towarzyską... Tak żyję bez przyszłości. Każdy dzień jest taki sam. Moi byli partnerzy, znajomi zakładają rodziny. Ja stoję w miejscu. Boję się, że cała młodość mi minie i obudzę się w wieku 40 lat bez niczego. Chciałabym żyć po swojemu, samodzielnie. A zaraz kiedy tak pomyślę, mam wyrzuty sumienia, że przecież kocham mamę najbardziej na świecie i najważniejsze, że wyszła z covida, kiedy tak bardzo bałam się o nią i modliłam, by jak najszybciej wróciła do domu...
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.