Witam nie jest mi łatwo rozwlekać sie ze sobą publicznie ale sama nie jestem w stanie sobie wyjaśnić i zrozumieć dlaczego. Czy naprawdę tak zepsułam ? Od pół roku wysysam energię z siebie i wszelkieformy radości fiksujac sie na tym czego nie rozumiem. Zacznę od początku. Poznałam chłopaka, trzy lata temu, wspaniały, miły, mądry, czuły, ideał. W zyciu nie fruwalam zamiast chodzić, spijalismy sobie z dziobków, wspólne pasje itp. Szybko zamieszkałam u niego. Stały kontakt telefoniczny, smsowy, wszedzie razem, wszędzie. Zrezygnowałam ze swoich znajomych, ostała mi sie jedna koleżanka od której zawsze byłam odbierana po jego pracy, sama tego chciałam, spędzanie z nim czasu sprawiało mi
tylko radość. Chlonelam go cała sobą. Po roku wydarzyła sie sytuacja przez która prawie rozpadł sie Nasz związek, na szczęście dostałam druga szanse. Umówiłam sie z koleżanka moja jedyna, w pobliskim rezerwacie w którym jest miejsce z ławeczkami, oświetlone do spędzania czasu czy rodzinnie czy ze znajomymi. Wraz z moja koleżanka przyjechała jej koleżanka i kolega. Po godzinie Dziewczyny sie pokłóciły z kolega o bzdety, wsiadły w auto i odjechały, w tym momencie zadzwonił telefon. Moj mezczyzna: odpowiedziałam gdzie jestem, spytał gdzie koleżanka, odpowiedziałam ze obok a on na to bym dała mu ja do telefonu:w tym momencie widziałam jak dziewczyny zatrzaskują drzwi i odjeżdżają..kolana mi sie ugięły, Przyznałam sie ze skłamałam, w 5min wróciłam do domu, błagając o wybaczenie bo wiem jak to dziwacznie wyglądało, wiem co mógł sobie pomysleć.. Przepraszałam, pokazałam mu dostęp do konta operatora komórkowego by mi uwierzył ze te 3'z kolega koleżanki to tylko niefortunny przypadek, ze nawet go nie znam i jest mi obojętny. Dał mi szanse. Mijały dwa lata sielanki, w miedzy czasie choroba nowotworowa mojego ojca pogłębia sie niewyobrażalnie, jest mi cieżko. Pragnę stabilizacji. Dbam o dom, pracuje cieżko by byc warta, dorównać oczekiwaniom rodziny, dbam i dostosowuje sie jak tylko potrafię. Po dwóch latach, koleżanka zrobiła domówkę. Bez partnerów, towarzystwo mieszane, zony, mężowie, konkubenci partnerzy zostali w domu. Chciałam tam isc bo mnie o to poprosiła, koleżanka chciała czuć sie pewnie ze mną, w końcu byli zaproszeni ludzie z jej nowej pracy. Dodam, ze moj partner nie pije alkoholu, Zupełnie nic, poniewazn ma złe doświadczenia po ojcu alkoholiku. A ja chciałam w natłoku choroby ojca, i stresu rozluźnić sie choć trochę. Oświadczyłam ze chce iść. Nigdzie sama nie chodziłam, na integracje w pracy tez nie mogłam pojechać bo dwudniowa z noclegiem? Nie jechanie nie sprawiło mi problemu. Pozwolił mi pod warunkiem, ze jak tylko pojawi Sie kolega z rezerwatu to wyjdę. Po dwóch latach przypomniał sobie o koledze. Obiecałam ze tak zrobię, bo absurdalnym wydawała mi sie jego obecność, tym bardziej ze koleżanka zapewniała mnie ze go nie będzie. Obiecałam i poszłam. Było mi dobrze, zaczerpnęłam towarzystwa innych ludzi niż tylko dom i jego znajomi, pilnowałam koleżanki żeby wszystko co sobie zaplanowała dla gości wyszło jak należy. Oczywiście zjawił sie kolega. Jest mi obojętny jako osoba i nawet nie zamieniłam z nim słowa, ale nie wyszłam. Zostałam bo nie chciałam jej zostawić samej, bo sądziłam uyze moj partner rozumie, przeciez nic sie stało. Stalo sie, koniec związku. Od pół roku obwinia mnie o to ze go zraniłam, ze nie chce byc ze mną, ze zepsułam związek bo jestem kłamca, nigdy mi nie zaufa, nie jest w stanie mi wybaczyć.. Ja z kolei błagam o szanse, przeciez nic sie nie stało, nie zrobiłam nic złego. Czy aby na pewno? Potrzebuje pomocy, zawsze byłam fer i w pełni dostosowana do potrzeb, czy popełniłam taki błąd? Dodam ze czuje sie zawiedziona, jestem 30 latka i nie potrafię zrozumieć, czy to moja wina, zaczynam w to wierzyć.