Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

Tchaikovsky

Użytkownik
  • Zawartość

    2
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Ostatnio na profilu byli

214 wyświetleń profilu

Tchaikovsky's Achievements

Początkujący forumowicz

Początkujący forumowicz (1/14)

0

Reputacja

  1. [Amator] "Jeśli czegoś nie spełnię to nie mam po co dalej żyć"- uważam, że wszystko zależy od tego dlaczego właściwie myślisz w ten sposób... Jesteś perfekcjonistką? Kimś ambitnym? A może ktoś czegoś od Ciebie wymaga, zawsze wymagał, a jak Ci się nie udaje tego osiągnąć, to nie tolerujesz krytyki, lub plujesz sobie w twarz, bo są ludzie lepsi ode mnie, jestem gorsza niż wszyscy. ^To z kolei wygląda na niedowartościowanie, jakiś stopień wrażliwości, braku samodzielności, zależności od kogoś, czegoś itd. Zależy! Zastanów się nad tym co z Tobą właściwie jest nie tak, dlaczego tak działasz (przez kogo) i myślisz. Poszczególny problem, cechę, poznaj, zrozum i postaraj jej zapobiegnąć, zwalczyć, wykorzystać w dobry sposób. Nie potrafisz sama, przeanalizuj to z kimś komu ufasz. Poczytaj na ten temat. Posłuchaj opinii specjalistów. Nikt tego za Ciebie nie zrobi. Cel-> schudnąć. Dlaczego? Dla siebie? Przez jakiś problem powiązany z chorobą? Prosty brak akceptacji? Czy może znowu... krytykę? Wymagania? Myślisz że jak schudniesz to będziesz ,,lepsza" dla siebie, ludzi, wybranej osoby? Nie, nie na tym to polega. Możesz się jedynie lepiej poczuć, jeśli nie masz po prostu zaburzonego poglądu na siebie, problemu z postrzeganiem. Jeśli ktoś próbuje ci wmówić że jesteś gorsza przez swoją wagę, to wiedz, że jest po prostu idiotą! Postawiłaś sobie za cel schudnięcie do wybranej przez siebie daty... Wyczuwam... desperacje? Lub znowu chęć osiągnięcia celu... Dlaczego? Znowu nic nie wiem. Powinnaś zabrać się za myślenie nad tym z czym masz właściwie problem, na czym polega, dlaczego i jak go zmienić, pozbyć się go. Zrozum siebie, to jak, dla kogo i czego działasz. Niezależność i pewność siebie to jednak ważna rzecz. [Do Pani Anuli] Nic nie jest z Tobą nie tak, chyba że rzeczywiście nie potrafisz myśleć o tym, iż Twój mąż Cię nie zdradza. Co po jedynie zachowaniu można stwierdzić że robi. Dobry oszust zostawiałby przynajmniej numer, którym będzie mógł się wytłumaczyć. Kasuje go. Dlaczego? (O ile to nie jest pani przypuszczenie, że to właśnie robi) O kogoś chodzi, z całą pewnością, jednak... czy musi to być ktoś na boku? Cóż, nie wiadomo, ale według mnie powinnaś po prostu przeżyć ten życiowy szok, żeby dowiedzieć się przynajmniej na czym stoisz. Odpuść sobie któregoś dnia gotowanie, sprzątanie, siedzenie za biurkiem, z dzieckiem, pracę. Idź za nim. Sprawdź go. Czy ,,praca po godzinach, wyjazd służbowy, spotkanie z znajomymi" to nie jest po prostu wymówka. Bardziej będzie bolało zwlekanie, czekanie, doświadczanie stresu, nieszczęścia i niepewności niż ten jeden moment, w którym przynajmniej będziesz wiedziała że należy coś zmienić. Dla siebie. A co będzie potem to tylko od Ciebie/Was zależy. Pozdrawiam.
  2. [Zbyt długa wypowiedź] Witam. Jestem dwudziestoletnim studentem, mającym zamiar pracować z ludźmi w przyszłości. Nad ich rozwojem. Poniżej wyjaśnię dlaczego o tym wspomniałem w pierwszym zdaniu. Mój problem polega na tym, że nie wiem do końca czym jest i tutaj prosiłbym o pomoc. Powiem to, co sam uznaje za ważne, kiedy kogoś oceniam. Najkrócej i najtreściwiej jak potrafię. Z góry przepraszam za długość wypowiedzi i dziękuję za poświęcony czas. Moje problemy zaczęły się w podstawówce- drobne kradzieże, skłócanie ludzi, rozstawianie po kątach, bójki, ogólny bunt przeciw światu. Przyczyna tego nie była w domu. (Rodzice nie są po rozwodzie, zarabiają jak ludzie za granicą, są wierzący, podarowali mi ciepło, miłość, to, czego w danym momencie potrzebowałem, poświęcali dużo uwagi). Myślę że raczej we mnie. W gimnazjum zaczęły się schody. Nie chce się rozpisywać na ten temat, tekst już teraz jest wystarczająco długi. Stanąłem po stronie słabszej osoby, przeszło to w mobbing, skończyłem w szpitalu po próbie samobójczej. Wyszedłem z ,,zaburzenia psychotyczne", które już w liceum zamieniono w zaburzenia schizotypowe. Wiem co to jest i jak działa. Leki nigdy nie pomagały na wszystko. Jeśli pozbywały się jednej rzeczy, to zawsze nasilała się druga, dlatego w pewnym momencie mój psychiatra załamał ręce i zastanawiał się ze mną nad pomocą duchową. (Jestem ateistą, wierzę że nic nie ma) Ale nie o tym, wciąż nie o tym... Uznałem że to może się po prostu przydać. Wszystkie te problemy zniknęły kilka miesięcy temu, tak nagle, a ja zacząłem zastanawiać nad tym, dlaczego mój każdy związek kończy się katastrofą i słowami skierowanymi do mnie- ,,jesteś psychopatą". Wytykałem partnerkom brak wiedzy, bo gdybym nim był, to nie odczuwałbym ani emocji, ani wyrzutów i tak dalej... A miałem je. Przecież pamiętam. Przyszedł taki czas w moim życiu, że począłem naprawdę sporo o tym czytać, myśleć... O to mi właśnie chodzi. Mam obsesje na punkcie ludzi. I nie chodzi o to że ich potrzebuje. Raczej potrzebuje tego co mogą mi dać, co mogę z nimi zrobić, co mogę o nich wiedzieć. Jestem manipulatorem. Doskonałym, perfekcyjnym, z stwierdzoną inteligencją wysoką, co z pewnością ma jakiś wpływ na moje sukcesy. Zdobywam kiedy chce, kogo chce, nie ma takiej osoby, która by mi nie uległa, a zmienianie, sterowanie partnerem/partnerką sprawia mi ogromną przyjemność. Zaczyna się miło, kończy na problemach psychicznych u towarzysza, któremu nie raz po prostu odechciewa się żyć. Czy jestem z tego dumny? I tak i nie. Zależy od tego jaką maskę akurat mam na sobie. Uważam ludzi za... no, nie wypada tu nikogo obrażać. Żadnemu nie udało się zobaczyć mojej prawdziwej osobowości, charakteru. Żaden nie przewidział mojego ruchu, nawet jeśli próbował, nie sam. Kończył na przegranej pozycji, by ostatecznie wrócić i przeprosić. Z czystego strachu, ciekawości czy zauroczenia ,,silną jednostką". Lubie swoją widownie, mimo iż jest po prostu głupia. Zawsze widzi to, co chce jej pokazać, by osiągnąć swój zamierzony cel. Wiem jak działam, wiem co jest objawem a co nie, wiem jak inni działają. Kiedy, gdzie, po co, co nimi kieruje. Znam schematy. Skutki danych sytuacji, wypowiedzianych słów, gestów. (Roku temu wykształciło się we mnie nawet coś podobnego do kolejnej choroby- wystarczy że spojrzę na drugiego człowieka, jego twarz, posturę, ubrania, oczy... I wiem kim jest, z czym ma problem, co go boli, na co cierpi. Wyglądało to dla jak kolejny objaw, dopóki nie zacząłem tego sprawdzać. Obcy ludzie dla zabawy wysyłali mi zdjęcia. Co się okazywało, nigdy nie myliłem się z ,,powierzchowną" diagnozą. Nie było mowy o żadnej pomyłce. Nie rozwiązałem jeszcze tej ,,zagadki" po dziś dzień, to pewnie doświadczenie wyniesione z obserwacji). Dzięki temu wiem do kogo mogę podejść. Kto jest słaby, kto potrzebuje wsparcia, czaru. Przyjaciela. Nie, nie mam zawyżonej samooceny. ^To jest jedyna rzecz na której się znam. Jedyna rzecz, która mi się przydaje i jedyny talent, którego nikt u mnie nie przebił swoim poziomem. Innych nie mam. Nie powinienem się ujawniać. To oczywiste. Powinienem udawać teraz dobrego człowieka, szukającego pomocy. Tyle że na tym to chyba polega. Na szczerości. Nasuwa się pytanie- więc czego chcesz, potrzebujesz? Jakiego rodzaju pomocy? Dokształcanie takiej osoby jak ty w temacie ludzi... Wiem co mi może być, ale potrzebuje chłodnej opinii. Widzę wiele u innych, ale sam u siebie nie do końca. Nie wiem dlaczego to tak działa... Może dlatego że bez przerwy wszystkich okłamuje, nawet siebie, bo tego akurat w danym momencie potrzebuje. Wiadomo że diagnoza nie będzie ,,pewna", bo to w końcu internet, ale same wskazówki specjalistów są na mnie na wagę złota. Po co chce to wiedzieć? Szczerze. Zastanawiam się, czy poza tym co sam widzę, jest coś co da się wyleczyć w jakikolwiek sposób, by zapobiec... ...postępującej apatii, bo wyrzuty sumienia i jakikolwiek wstyd, poszanowanie dla prawa i innych ludzi już straciłem. Żyje jak pasożyt. Zastanawiam się czy to ma po prostu... sens. Nie żeby mnie to obchodziło co ktoś poczuje, pomyśli, myślę o sobie. A to wciąż się nasila. Nic nie mogę zrobić. Na chwilę obecną jestem pusty. Dowiaduje się o śmierci, ciężkiej chorobie, utracie czegokolwiek- nie reaguje w żaden sposób. Bywa. Nic nie robi na mnie wrażenia, po prostu nie ma takiej sytuacji. Miewam słabsze dni. Czuje wówczas taką nienawiść, gniew, zdenerwowanie, że mam ochotę kogoś... ale to szybko mija, pojawia się zimna kalkulacja i znowu jestem tylko robotem, jak to mówi znajoma- jedyna, z (naiwnym w moim wypadku) kompleksem mesjasza. Po sześciu latach powiedziałem jej kim jestem. Jest z całą pewnością masochistką. Czy to ustanie? Może ustać? Być przejściowe, jak inne choroby? Nigdy nie znalazłem nigdzie odpowiedzi na takie pytania... Czy mogę sobie to przypomnieć, jak to się czuło. Jak mam karcić samego siebie za to, co lubię robić. Zwyczajnie nie chce z tego zrezygnować, ale wiedza się przyda, może później. <- Czy ma to w ogóle jakiś sens, czy znowu siebie, kogoś oszukuje, by coś osiągnąć. Czy związek z taką osobą jak ja w ogóle będzie miał jakąkolwiek rację bytu, czy jest możliwy. <-To na przykład chciałaby wiedzieć moja masochistka. Nie chce jej głupiej nadziei, a mogę w każdym momencie od siebie odsunąć. Kilka lat temu, kiedy jeszcze miałem emocje, próbowała mi pomóc. Mam do niej jakiś szacunek, sentyment. Praca z ludźmi... Raczej nie powinienem zostać do niej dopuszczony, z czego sobie zdaje sprawę. (Przynajmniej tej opartej na zaufaniu). Dlatego zastanawiam się, czy nie zrezygnować, czy nie spróbować ,,przestać", ale do tego jest mi w jakimś stopniu potrzebna wiedza... Bo nikogo poza specjalistami w tym temacie i sobą nie słucham. Zmieniam się jeśli chce i tego potrzebuje, nikt i nic mnie do tego nie przekona, nie zmusi. Sam muszę do tego dojść, bo na terapii bym po prostu kłamał, by sprawdzić... jak wiele potrafię. Dawniej tak robiłem. A czasami chce się zmienić, sam dla siebie. Przynajmniej próbuje. Niektóre maski noszę częściej niż inne. *Zabawna część tego wszystkiego, po nawiązaniu do pracy- przekonuje do siebie słabych ludzi poprzez udzielanie im pomocy. Myślą że jestem dobry, że rzeczywiście pomagam, jestem kimś innym niż wszyscy... a ja jedynie zdobywam zaufanie, poznaje mocne i słabe strony, co przydaje mi się później, już do przeciwieństwa pomocy. Częściowo im niecelowo pomagam, a częściowo niszczę. Sam nie wiem co o tym myśleć. Prosiłbym chociaż o rzucenie mi jakichkolwiek ,,haseł" czy też fraz, nad którymi powinienem się zastanowić, o których powinienem poczytać, pomyśleć, żeby lepiej to wszystko zrozumieć, może coś zmienić. Nie wymagam, proszę z drugiej strony o brak poczucia że ,,należy/wypada coś napisać", okazywać mi szacunek, bo wiem jak zazwyczaj patrzy się na taką osobę jak ja. Z góry dziękuję i ponownie bardzo przepraszam za długość wypowiedzi. Kłania się tutaj moja nieumiejętność czytania ze zrozumieniem, ale przynajmniej nie jest to ponad setny temat nawiązujący do depresji, prawda? Pozdrawiam!
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.