Od roku pracuję w zakładzie produkującym meble łazienkowe. Coraz częściej łapię się na tym, że mam myśli o rezygnacji.
Cały czas zmieniają mi stanowiska pracy. Jedna z dziewczyn zastąpiła mnie na maszynie, na której pracowałam.
Jak mam iść do pracy zaczyna mnie boleć żołądek. Jak ktoś nawet powie coś głośniej, to mam łzy w oczach.
Tak, kilka lat temu stwierdzono u mnie nerwicę wtórną, ale przerwałam leczenie. Poddałam się. Nie mam sił i ochoty. Przez to nie mogłabym pracować. A sami Wiecie, że ciągłe L4 to praktycznie otrzymanie obiegówki od pracodawcy.
Chciałabym mieć jakiś swój kąt w pracy. Takie ciągłe rzucanie po stanowiskach, daje mi poczucie, że mogę zaraz polecieć z pracy. Może sama za dużo wyolbrzymiam.
Z każdym dniem zapał do pracy coraz bardziej spada. Zdarza się, że w pracy ze stresu zapominam wykonywać zadania poprawnie. Mam wrażenie, że mój mózg nie potrafi nadążyć za informacjami. Czasem też niedosłyszę, tego co ktoś do mnie mówi i robię po swojemu.
Sama sobie zadaję pytanie, czy NIE JESTEM najsłabszym ogniwem? Czy nie powinnam zrezygnować i znowu się zaszyć w domu?