Skocz do zawartości
  • PODCASTY.jpg

am.beznazwy

Użytkownik
  • Zawartość

    1
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez am.beznazwy

  1. Jestem kobietą, mam 25 lat. Czuję się jakbym się cofnęła kilka lat wstecz do czasów drugiej klasy liceum. Tak jak wtedy życie wydaje mi się kompletnie bez sensu. Nie wierzę, że kiedyś spotka mnie jeszcze coś dobrego. Jedyną różnicą jest to, że teraz nie marzę o śmierci, jak w liceum, teraz właściwie już o niczym nie marzę. Najchętniej w ogóle nie wstawałabym z łóżka i niw wychodziła z domu, nic nie sprawia mi przyjemności. Wszystko zaczęło się pół roku temu, kiedy rozpoczęłam, nową wymarzoną pracę. Wtedy wydawała mi się spełnieniem marzeń. Dobre stanowisko, znana firma, brak nadgodzin. Małe, kameralne biuro w ładnej dzielnicy, blisko metra. Jedynym minusem były kiepskie zarobki, ale myślałam, że będę zdobywać doświadczenie i z czasem dostanę podwyżkę, a w najgorszym wypadku za jakiś czas zmienię pracę. Na rozmowie rekrutacyjnej mój przyszły szef wydawał się bardzo sympatycznym, inteligentnym mężczyzną. Z grubsza opowiedział mi o moich przyszłych obowiązkach i wypytał o doświadczenie zawodowe. Powiedział, że zdaje sobie sprawę, że nie mam doświadczenia w tym, co miałabym robić i pierwsze trzy miesiące będą dla mnie okresem nauki, kiedy mi wszystko wytłumaczy i pokaże. Rozmowa przebiegała w bardzo przyjaznej atmosferze. Byłam zachwycona i modliłam się w duchu żeby dostać tę pracę. Miałam wtedy inną propozycję lepiej płatnej pracy, ale wiedziałam, ze tam czeka mnie dużo nadgodzin. Byłam przeszczęśliwa, kiedy zadzwonił i powiedział, że dostałam tę pracę. Mój pierwszy dzień był raczej udany, zostałam oprowadzona i przedstawiona, zaprzyjaźniłam się z kilkoma dziewczynami w moim wieku. Nic nie robiłam i wyszłam do domu. Kolejnego dnia dostałam kilkanaście procedur do przeczytania i dokumenty do podpisywania, więc zajęłam się tym. Kilka kolejnych dni minęło mi na czytaniu procedur i regulaminów. Czekałam z niecierpliwością, kiedy zacznie się nauka i właściwa praca. Mój szef dużo czasu spędzał na rozmowach z innymi pracownikami, przeglądaniu Internetu i załatwianiu spraw osobistych. Ja starałam się z uwagą studiować dokumenty, z którymi kazali mi się zapoznać. Później mój szef był bardzo zajęty, bo przyszło pismo w sprawie kontroli. Okazało się, że system, na którym miałabym pracować jest tylko częściowo wdrożony, ale nic w nim nie działa, nie ma nawet prawidłowych danych. Miałam się zająć sprawdzeniem i dopilnowaniem żeby dane znalazły się w systemie. Nigdy wcześniej nie robiłam czegoś takiego, bałam się, że nie dam rady. Myślałam, że szef cos mi wytłumaczy, ale on nie wytłumaczył mi absolutnie nic, bo był zajęty pisaniem odpowiedzi na pismo. Starałam się jak mogłam żeby ten system zaczął działać, ale nie szło mi najlepiej. Wtedy trochę się zniechęciłam do tej pracy, ale tłumaczyłam sobie, że ciężki okres dla mojego szefa minie i zacznie mi coś wyjaśniać. Tak się jednak nie stało, zlecał mi później kilka innych zadań, nic nie tłumacząc. Zlecając zadanie mówił, że w razie jakichkolwiek pytań jest do mojej dyspozycji. Kiedy zadawałam jakieś konkretne pytanie mówił, że akurat nie ma czasu i później pomyśli, albo żebym zrobiła jak uważam, a on potem to sprawdzi. Oczywiście później też nie miał czasu albo zapominał, że w ogóle było jakieś pytanie. Jakiś czas później zlecił mi wykonanie trudnego, dużego raportu przy pomocy firmy informatycznej, nie przekazał mi wszystkich posiadanych danych. Wszystkiego musiałam się dowiedzieć sama. Bardzo się wtedy stresowałam i nie miałam pojęcia jak się do tego w ogóle zabrać. Z wielkim trudem i po terminie udało mi się jakoś zrobić ten raport. Niestety ta praca bardzo mnie stresowała i zaczęłam jej nienawidzić. Okazało się też, że szef oskarża mnie przed innymi departamentami o jakieś błędne czynności, których ja nie wykonywałam. Stałam się kozłem ofiarnym. Nie chciałam na razie szukać nowej pracy, bo przygotowywałam się do ważnego egzaminu i nie chciałam się dodatkowo stresować. Ta praca, chociaż czułam się w niej fatalnie miała jedną zaletę, nie było nadgodzin i czasem mogłam się po prostu uczyć w pracy. Byłam zdołowana, ale starałam się myśleć pozytywnie, ze przemęczę się jeszcze kilka miesięcy, a potem będzie lepiej, bo jak zdam egzamin to na pewno znajdę lepszą pracę. Jakieś trzy miesiące po rozpoczęciu tej pracy musiałam się przeprowadzić, bo w wynajmowanym mieszkaniu pojawiły się insekty. Przeprowadzka była dla mnie bardzo stresująca i czasochłonna. Straciłam cenny czas, który mogłabym przeznaczyć na naukę. Zaczęłam się jeszcze bardziej stresować, że jednak nie zdam egzaminu, do którego bardzo długo się przygotowywałam. Po przeprowadzce praca jeszcze bardziej mnie dołowała i postanowiłam jednak poświęcić trochę czasu na szukanie nowej. Wysyłałam jak szalona CV, łącznie kilkadziesiąt. Zaproszono mnie na kilka rozmów. Miesiąc po przeprowadzce mój tata trafił do szpitala, na początku myśleliśmy, że to nic poważnego, przebadają go, wyleczą i wypuszczą. W międzyczasie cały czas szukałam pracy i byłam na kilku rozmowach rekrutacyjnych. Po kilku tygodniach mój tata dostał skierowanie do szpitala do Warszawy, wtedy zaczęłam się stresować, że to jednak coś poważnego. Przez całe życie palił. Tydzień przed egzaminem dowiedziałam się, że tata ma najprawdopodobniej raka, ale trzeba jeszcze potwierdzić diagnozę. Poszłam zrezygnowana na egzamin, czułam, że nie jestem zbyt dobrze przygotowana, za bardzo się przejmowałam tatą i nie mogłam się skupić na nauce przez ostatnich kilka tygodni. Nowej pracy też nie udało mi się znaleźć. Jestem załamana. Codziennie budzę się wcześnie rano niewyspana i nie mogę już zasnąć. Gdy dzwoni budzik nie chce mi się wstać i iść do pracy. W końcu jakoś udaje mi się zwlec z łóżka. Idąc do pracy modlę się w duchu żeby ten dzień się jak najszybciej skończył. W pracy nie mogę się na niczym skupić, mam problem z wykonywaniem prostych czynności, często się mylę. Od samego wejścia odliczam minuty i godziny do wyjścia. Po prostu nie chce tam być. Po powrocie do domu staram się czymś zająć myśli, więc czytam książki. Nie mam ochoty z nikim rozmawiać ani nigdzie wychodzić. Chodzę tylko na zakupy i do taty do szpitala. W pracy też prawie do nikogo się nie odzywam. Rozmawiam jedynie z mamą przez telefon żeby się nie martwiła. Kiedy robi się późno zaczynam się stresować, że dzień zaraz się skończy, pójdę spać, a po przebudzeniu będę musiała znowu iść do pracy. Martwię się o tatę i o to jak mama sobie poradzi bez niego, też jest chora. Rodzice są w bardzo trudnej sytuacji finansowej, a ja zarabiam też nie wiele, więc mogę im tylko trochę pomóc. Przed snem bardzo często zaczynam płakać. I tak codziennie marze tylko o tym żeby to wszystko się już skończyło i zastanawiam się, co jeszcze złego mnie spotka w najbliższym czasie i ile zdołam znieść.
×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.