Skocz do zawartości

akceptacja wyglądu, ubioru


aniakow111

Polecane posty

Jestem mamą, żoną, pracuję zawodowo, mam kontakt z obsługą osób w pracy. Od jakiegoś czasu mam problem ze sobą, swoim wyglądem. Mam 40 lat i rozumiem, że powinnam wyglądać schludnie, dobrze w pracy,  Problem polega na tym, że kiedy zaczęłam pytać o poradę męża czy koleżankę, i martwić się wyglądem - to czuję się gorzej niż przedtem, ciągle czuję się poddawana krytyce, cały czas wydaje mi się że źle wyglądam i nawet nie wiem co to znaczy wyglądać dobrze. Mam inne wyobrażenia niż ci co mi doradzają. Mąż i koleżanka krytykują moje wybory. Nie jestem brzydka, mam lekką nadwagę ale nie stanowiłoby wielkiego problemu to dla mnie, gdyby nie ta krytyka. Cały czas słyszę że źle się ubieram od męża, syna. Trochę w tym racji, bo czuję się trochę wycofana, chcę się schować za ciuchami. Tyle że dawniej miałam jakiś swój styl, dzisiaj nie wiem w ogóle czego potrzebuję, moje ciało się zmienia, a jak jak chcę za tym nadążyć i zmienić styl - to słyszę że źle wyglądam, że się postarzam, że buty nie takie itd. Może dla kogoś to nie jest wielki problem, ja nie czuję się akceptowana, i sama siebie nie akceptuję. To jest nie tylko problem tego że nie wiem co kupić, tylko ja w ogóle nie wiem czego chcę i potrzebuję. Słyszę że jestem za gruba, że powinnam "umiejętnie" podkreślać walory, ale ja akurat nie mam na to ochoty. Epatowanie ciałem to nie mój styl. Cały czas patrzę na siebie jakby z boku, intuicja podpowiada mi żeby ubrać się w zwiewną sukienkę i czuć się swobodnie, mąż doradza co innego, praca narzuca też inny wygląda - taki mundurek do klienta (co też nie jest zgodne z moją osobowością), głowa mi od tego puchnie. Wygląd jest dla mnie ważny w tym sensie że miło jest wyglądać ładnie, ale są sytuacje że chciałabym czuć się swobodnie, na luzie , w swojej skórze, a nie spełniać oczekiwania innych. Jestem w takim wewnętrznym konflikcie. Niby lubię swoje ciało, ale nie oznacza to że mam się wbijać w jakiś obcisłe sukienki, a tak mi doradzają. Jak ubieram się luźno, swobodnie, i dobrze się czuję, to zwraca to uwagę rodziny że źle wyglądam. Męczy mnie to. Ta obsesja wyglądu. Nie radzę sobie z tym, chciałabym wyglądać kobieco, ale dla mnie kobiecość to nie jest "zrobienie się" od stóp do głów i wysokie obcasy - bo to niewygodnie. Staram się moje córki wychować tak, żeby one siebie akceptowały, żeby nie miały takich problemów - a sama czuję się jak niewolnik wyglądu. źle się czuję w swojej skórze, ubraniach, wiem że mąż nie jest ze mnie zadowolony. Mogłabym kupić 50 nowych ciuchów, tylko że on będzie narzekał że ja tyle wydaję ... takie błędne koło. Jednocześnie w sytuacji intymnej jestem dla mojego męża bardzo atrakcyjna. A w każdej innej krytykuje mój wygląd, chore to! Doszło do tego że chodzę w luźnych ciuchach z bezsilności, z braku ubrań, w czarnych bluzkach. Sukienki które miałam - zostały skrytykowane ze są nie dla mnie. Buty też, bo "nogi mi pogrubiają" .Spódnica zwiewna - że wyglądam jak "stóg siana" i to był dowcip wieczoru.... A potem żarty, że jestem przewrażliwiona i nie mam poczucia humoru. No widocznie nie mam, bo chciałabym być akceptowana, a takie krytyczne uwagi zaburzają moją samoocenę i ja już kompletnie nie wiem w co się ubierać. Denerwuje mnie, że żyjemy w takiej obsesji wyglądu. Ja chciałabym... móc się nie malować, ubrać dresy i akceptować to w sobie samej. Ale czuję się ciągle oceniana i patrzę na siebie oczami innych, bo przecież tak funkcjonujemy wszyscy, jak będę zwyczajna, to powiedzą że jestem zaniedbana... Ja sobie nie radzę z tymi sprzecznościami, nie wiem czy to tylko banalny problem polegający na tym że potrzebowałabym porady profesjonalisty - w co się ubrać, czy może problem jest głębszy z samoakceptacją,, bo uważam że te uwagi rodziny też są nie na miejscu. Ja nikogo tak nie oceniam. Akceptuję moje dzieci, uczę ich tego żeby zawsze być z siebie zadowolonym, że są mądre, ładne, ...a sama o sobie tak wcale nie myślę. Nie radzę sobie z tym

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli jesteście w podobnej sytuacji co ja, i wieku- to może któraś z pań napisze jak się czuje, jak sobie z tym radzicie? Mnie uderzyło w poradach mojej koleżanki to, że zachwala moją ładną twarz i figurę, i doradza że powinnam ubierać się "sexi", w obcisłe sukienki. Dla mnie to idiotyczne, upokarzające. Chodzę w spodniach, jak zakładam sukienki latem, ale nie obcisłe to wszystko jest złe" fason nie ten, jakość nie ta, długość, kolor, buty.... Problemem moim jest też to że ja właśnie dlatego nie lubię podkreślać seksualności i figury, że dawniej byłam bardzo atrakcyjna i zwracałam na siebie uwagę. Podobno nadal jestem ale ... mi to przeszkadza. W pracy chcę wyglądać miło i profesjonalnie, ale nie seksownie. Nie wiem dlaczego. Czuję się upokarzana, kiedy faceci patrzyliby na mnie jak na obiekt seksualny. Dawniej też mi to przeszkadzało. Z drugiej strony chciałabym czuć się atrakcyjna, postrzegana jako osoba miła, ładna. Nie rozumiem u siebie tej sprzeczności, nie wiem czy to ja mam rację czy jednak powinnam dopasować się do presji społecznej – kiedy doradzają że tak dzisiaj trzeba, że na siłę trzeba się malować itd. Czy Wy macie podobne problemy? Chętnie poznałabym opinie innych kobiet na ten temat, czy też jesteście zmęczone presją atrakcyjnego wyglądu?

A psycholog co na to?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piszę trzeci raz o mojej sytuacji, bo sobie z tym nie radzę. Mam wrażenie że mój problem w ogóle dotyczy akceptacji siebie. Boję się odrzucenia, w tym sensie, że boję się krytyki, tego że ktoś mi coś zarzuci zarówno w pracy że robię coś źle, niewystarczająco, że mam złe pomysły, ale też jak skrytykuje wygląd to zawsze łatwo mi w to uwierzyć. Nie mam do tego dystansu. W dzieciństwie byłam "najładniejszą dziewczynką", co może wydawać się miłe, ale ja bardzo wcześnie dostałam przekaz że na pierwszym miejscu zawsze widzą wszyscy mój wygląd i ładne oczka, a nie miłą dziewczynkę. Ja po latach uświadomiłam sobie, że mnie to bardzo męczyło, że czułam się traktowana przedmiotowo. Zawsze bolało mnie, że bardzo mało miałam chłopców - kolegów, kumpli, a większość patrzyła na mnie jak na potencjalną dziewczynę do poderwania. Nie mam takiego charakteru, drugi człowiek jest dla mnie najważniejszy, relacje, otwartość, to żeby czuć się swobodnie w męskim towarzystwie - a nigdy tak się nie czułam, bo od małego życie mnie uczyło że na pewno będę się im podobać, i potem już nie umiałam się z tego wyplątać. Nie umiałam sama takiej relacji nawiązywać, bo byłam wstydliwa, może przed to że stare ciotki i wujkowie w dzieciństwie zawsze mnie komplementowali i wizyta u rodziny zaczynała się od wydziwiania że mam ładne oczka i w ogóle od wyglądu, tak jakby tam w środku nie było osoby, Nikt nie pytał mnie o przedszkole, o to co lubię. Nie pamiętam tego. Poza tym w domu był alkohol, co prawda nie było awantur, ale rodzice byli zajęci sobą, mama dużo pracowała za ojca, tak że nie było czegoś takiego jak wspólne spędzanie czasu, zajmowanie się nami - dziećmi. Radziliśmy sobie z rodzeństwem sami, wykonywaliśmy polecenia. Na pewno nie byłam w centrum uwagi jeśli chodzi o potrzeby, w ogóle nie przyszłoby mi do głowy żeby jakieś mieć. Marzenia dziecka - owszem, ale to wszystko było dla innych ludzi, mi nie przychodziło do głowy że mogę czegoś wymagać, realizować czy nawet coś studiować co by mnie pasjonowało. No bo to wszystko to był i inny świat, dla innych, lepszych ludzi, ja nie umiałam po to wyciągać ręki. A jeśli chodzi o wygląd, jako nastolatka miałam straszne kompleksy i przejmowałam się tym, co mówią koleżanki, Z jednej strony podobałam się kolegom i to było miłe, ale byłam niedostępna, nieśmiała, niedowartościowana jakaś. Z drugiej strony koleżanki krytykowały grube nogi, uda, wf to był koszmar. Miałam szczupła filigranową koleżankę kokietkę i ja przy niej byłam cieniem, co jeszcze potęgowało moje kompleksy. W dorosłym życiu z jednej strony miłe było to, że jestem atrakcyjna, że mogę się podobać, z drugiej nie podkreślałam tego tak swobodnie, maskowałam się, peszyło mnie że zwracałam na siebie uwagę, bałam się uprzedmiotowienia, nie wie, nie rozumiem tego - a mimo to chwiałam wyglądać atrakcyjnie. Dzisiaj, kiedy już trzeba w wygląd wkładać więcej wysiłku, nie jest to dla mnie naturalne. Nie wiem, może inne kobiety rano wstają, mechanicznie się malują, wiedzą co ubrać, może mają w nosie ocenę innych, ja boję się tej oceny i zawsze wydaje mi się że wyglądam niewystarczająco dobrze, niestosownie. Swobodnie czułabym się z rozwianymi włosami, w długiej sukni. Ale ani do pracy się to nie nadaje, ani nawet prywatnie bo mąż zna mnie całe życie inną i taki wizerunek mu nie odpowiada. A może ja też do końca wcale nie czułabym się w tym dobrze, bo przecież zwracałabym na siebie uwagę. Jestem takim niewolnikiem swojego wyglądu, wizerunku, jak chodzę w pracy czasem swobodnie, nie jak typowa urzędniczka - to odbiegam od koleżanek w pracy i chyba nie jestem traktowana poważnie. Chciałabym nie myśleć o ubraniach, ciuchach, dużym tyłku, tylko być sobą. Ostatnio kiedy zaszalałam i ubrałam się pastelowo, w długą spódnicę, to zauważyłam że to był jeden z lepszych moich dni- bo ja czułam się swobodnie, i spotkane w pracy osoby swobodnie ze mną rozmawiały. jakby ten jasny ubiór był sygnałem że jestem bardziej otwarta na ludzi. A potem w domu krytyka, że to wszystko pogrubia, że wyglądam jak stara baba itd. Inna rzecz że ja poprosiłam męża o taką ocenę, żeby mi jako bliska osoba powiedział szczerze co myśli o takiej zmianie. No to powiedział, że kiczowato i że bym tak się nie ubierała. Mam pustkę w głowie. Jestem zestresowana, bo wiem że cokolwiek wybiorę to nie będzie dobry wybór, nie czuję się swobodnie, ładnie, w dresach jestem stara i nieatrakcyjna, w sukienkach też nie no bo pewnie pogrubiają, nie wiem już kim jestem, nie wiem jak odnaleźć siebie. Czy naprawdę jedynym wyjściem jest chudnąć, i na siłę dopasowywać się do wymogów społecznych, do presji otoczenia? Nie jestem jakaś otyła, tez by mi to przeszkadzało, wyglądam jak normalna mama po ciążach, a czuję się czasem jak jakiś nieatrakcyjny smok, i nie wiem czy wina leży we mnie, czy w otoczeniu, w tym że krytyka tak bardzo mi przeszkadza. Kiedy słyszę krytykę, zarówno wyglądu, jak i taką dotyczącą np. moich poglądów, tego co powiedziałam (w rozmowie z kimś), to bardzo łatwo jest mi uwierzyć że on miał rację, To jest irracjonalne, bo zdarza się że rozmawiam z ewidentnie prostacką osobą która mówi bzdury - ale jej krytyka także mnie dotyka boli, przeszkadza, nie umiem się z tego śmiać, nie przejmować się, Z kolei jak zaskoczą mnie życzliwe osoby i mówią komplementy - to ja natychmiast zaprzeczam, poprawiam ubranie, wydaje mi się że pewnie tak mówią bo na pewno widziały mnie w złym świetle i pewnie im się tylko wydawało. A przypominam że nie należę do osób brzydkich. Jestem w tym tak chwiejna, że przeszkadza mi to w normalnym funkcjonowaniu. Teraz jeszcze, w dobie blogów, instagramów modowych, kiedy wszyscy się fotografują, oceniają, ja czuję się osaczona, zagubiona. Z jednej strony pociągające jest to, że może to dawać swobodę takiej osobie która prowadzi np. bloga o modzie, z drugiej ja sama czułabym się takim niewolnikiem mody, i wyglądu gdybym musiała wystawiać się na ocenę innych. Jeśli chodzi o zakupy, to z jednej strony nienawidzę ich robić, to stresujące kiedy nic nie pasuje, z drugiej miałam taki czas, że wielką radochę sprawiało mi kupowanie fajnych ciuchów w lumpeksach, bo tam był wybór fasonów, pięknych tkanin. I nosiłam to i czułam się swobodnie. Teraz już tak nie jest, bardziej się kontroluję i szczerze mówiąc mnie to zabija, nie umiem w sobie tej swobody odnaleźć, moje gusta nie przystają do mody, wymagań jak powinniśmy wyglądać. Nie mieszkam w wielkim mieście i to jest jeszcze bardziej odczuwalne.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Z dzieciństwa pamiętam jeszcze taki obrazek: stroje się przed lustrem, paraduje w obcasach, pewnie jak większość dziewczynek, słyszę uznanie jakiejś ciotki która piję kawę z moją matką, oraz komentarz matki: " Wiesz, ale żeby być modelką nie wystarczy być ładną, trzeba jeszcze być mądra. Głupich na modelki nie przymuja" wypowiedziane to było jako żart, ja zapamiętałam to na całe życie i boli do dzisiaj. Pamiętam też słowa ojca kiedy usiłował mi tłumaczy matematykę:" jak będziesz takim głombem, to będziesz się tylko do łopaty nadawała ". Czyli dostałam dwa przekazy w dziecinstwie : ładna, ale głupia. I może stąd te sprzeczności. Bardzo długo myślałam o sobie w ten sposób, że muszę udowadniać wszystkim dookoła, że mimo że ładna, to zasługuje na szacunek także dlatego że coś potrafię, że też jestem mądra. Bycie ładnym postrzegałam jako pokazanie, że jednak jestem głupia, i do dzisiaj się z tym borykam. Atrakcyjny wygląd akceptuję u innych, absolutnie mi to nie przeszkadza, o sobie myślę że nie powinnam, nie wypada.  O mojej matce napisałam osobny wpis, i nie chce się tu powtarzać, napiszę tylko że nadal nie wiem czy powodem mojego braku akceptacji jest pijący ojciec, współuzależniona matka, czy wszystko razem. Próbuję to sobie poskładać w jedną całość. Pani Katarzyno z całego serca dziękuję za Pani odpowiedź. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Gość
Odpowiedz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

  • SKOCZ DO: 
    Księgarnia >>>> | Apteka >>>> | Uroda >>>> | Sport >>>> | Dziecięce >>>> | Moda >>>>

  • PODCASTY.jpg

  • Wpisy blogu

    • 0 komentarzy
      Ludzie chętniej próbują z kimś nowopoznanym, niż sprawdzają nowe sposoby budowania relacji, bo łatwiej jest wymienić partnera, niż skorygować własne postępowanie i przepracować coś w sobie. Jeśli chodzi o małżeństwa, w Polsce coraz częściej okazuje się, że do dwóch razy sztuka. 
       
       
    • 0 komentarzy
      Plotka. Złośliwcy powiadają, że bywa to rodzaj przemocy pośredniej – dokuczania komuś okrężną drogą. Trochę straszne, bo – powołując się na dokument „Dylemat społeczny” – fake news roznosi się w sieci sześć razy szybciej niż fakt. Najwyraźniej rzeczywiście plotki są jak chwasty w ogrodzie; nawet jeśli zrywamy je, nowe rosną prędko. Czasami bywają to chwasty wyjątkowo toksyczne, bo używa ich się chociażby do mobbingu, gnębienia kogoś w miejscu pracy lub w związku z wykonywanym przez niego zajęciem. Na szczęście nie wszystkie plotki są takie złe. Na przykład ktoś kiedyś rozpowiedział, że podobno odziedziczyłem hotel. Kto by pomyślał, jak nagle i drastycznie może wzrosnąć atrakcyjność człowieka... 😆 Tak czy inaczej, uważajmy z tym plotkowaniem i pamiętajmy: plotka niewiele mówi o danej osobie – znacznie więcej o człowieku, który w nią wierzy. Miłego dnia.
    • 0 komentarzy
      Kolejny podcast z cyklu psychologia relacji bez cenzury: 10 zjawisk, które psują związki. Psychologia miłości w kontekście czynników, które mogą zakłócić lub nawet przyczynić się do zakończenia relacji. 
       
       
       
    • 0 komentarzy
      Kiedy ostatnio dane ci było doświadczyć głębokiego relaksu, któremu towarzyszy stan błogości, poczucia harmonii wewnętrznej i kojącego spokoju? Mam nadzieję, że miewasz takie odczucia nierzadko. Jeśli jest jednak inaczej, rozważmy, co można zrobić, aby sytuację poprawić. Wersja audio poniżej, a wersja tekstowa tutaj.
       
       
    • 0 komentarzy
      Nadciąga weekend i być może niektórzy poświęcą chwilę albo dwie na jakiś serial. Nie mam na to za dużo czasu, więc wolę za często do tego typu produkcji nie zasiadać, bo niekiedy ciężko oderwać się. Wstrzemięźliwość we wszystkim – nawet we wstrzemięźliwości, więc robię wyjątki. Jako psycholog cenię barwne postacie, interesujące relacje i tym samy interakcje między bohaterami. Dramaturgia, wątki psychologiczne i niecodzienny obyczajowy kontekst też mają znaczenie. Jeśli zatem ktoś podziela sympatię do takich klimatów, może sięgnąć po „Po złej stronie torów”. Fabuła wciąga, ale jest to zarazem studium głęboko dysfunkcyjnej rodziny, która próbuje sobie radzić w obliczu splotu fatalnych okoliczności. A charaktery poszczególnych postaci zdecydowanie tego nie ułatwiają. Pierwszy sezon jest fenomenalny, natomiast pomimo słabszej jakości sezonu trzeciego, nawet tam dochodzi do takich scen, które wstrząsają nami na tyle mocno, że aż przydałyby się pasy bezpieczeństwa. Mocne. Podobało mi się. A Wy co polecacie?


  • Ważna informacja

    Chcąc, by psycholog ustosunkował się do pytania zadanego na forum, należy we wstępie podać swój wiek oraz swoją płeć i spełnić warunki podane w instrukcji darmowej porady. Psycholodzy udzielają odpowiedzi w miarę możliwości czasowych. W razie doświadczania nasilonych myśli samobójczych należy skontaktować się z numerem 112 by uzyskać ratunek. Doświadczając złego samopoczucia lub innych problemów można rozważyć też kontakt z telefonami zaufania i pomocowymi - niektóre numery podane są tutaj.

  • 05e7f642-357a-49b3-b1df-737b9aa7b7a1.jpg

  • SKOCZ DO:

  • PODCASTY-OCALSIEBIEpl.jpg

  •  
  • Podcasty i filmy o psychologii

  • Książki o rozwoju osobistym i psychologii

    83eaf72d-ea6e-4a48-ab5f-9aefa9423f3d.jpg

×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.