Skocz do zawartości

klęska na każdej płaszczyźnie


fifi88

Polecane posty

Witam, szczerze mówiąc nie wiedziałam nawet w jaki tag się zakwalifikować. Ciężko zdefiniować się tak jednotorowo. Zacznę od tego, że mam 32 lata, jestem mężatką od kilkunastu lat, mam nastoletnią córkę i mam dość życia. Nie uczestniczyłam nigdy w życiu tego typu forów. Leczę się u psychiatry od kwietnia tego roku, od jakichś 3 mies. sumiennie przyjmuję zalecane leki, ostatnio nawet częściej niż powinnam. Problem polega na tym, że czuję, iż rozpaczliwie potrzebuję pomocy, jednak nie umiem się otworzyć siedząc twarzą w twarz ze specjalistą, bardzo staram się, co wizytę dodaje coraz to nowe skrawki problemów i przeżyć, jednak nie potrafię otwarcie opowiedzieć o wszystkim osobie, z którą miałabym bezpośredni kontakt. Dlatego pomyślałam o takiej formie, może któryś ze specjalistów opiekujących się forum wpadnie na pomysł co ze mną zrobić. W podpowiedziach proszono o zwięzłe wypowiedzi. U mnie chyba to nie będzie łatwe, bo za wiele tego. Więc zacznę od początku, nie wychowałam się w przykładowej rodzinie, takiej spełniającej normy powszechnie przyjęte, rodzice nie byli zainteresowani moim wychowaniem, ojciec wyjechał za granice i wychowywał troje nieswoich dzieci nie utrzymując prawie całe życie ze mną kontaktu, matka mieszkała kilka km ode mnie z 4 moich sióstr z innego ojca. Wychowali mnie dziadkowie, babcia- mama matki oraz jej mąż- mój "przyszywany" dziadek. Byli to dobrzy ludzie, wymagający i nieco oschli, jednak bardzo się starali. Niestety mieli dość spory problem alkoholowy, więc nie zawsze było miło. Często nocami kłócili się do rana, używali przemocy wobec siebie, gościli znajomych do późnych godz. Wedle mnie stosował przemoc jedynie dziadek i jedynie w zasłużonych przypadkach- nigdy przez upojenie alkoholowe. Ale raczej wychowywano mnie twardą ręką, nie chwalono za wiele- by nie zapeszyć i nie szczędzono kar za np wyniki w nauce poniżej mojego poziomu, bądź nieposłuszeństwo. Mieszkałam z nimi od 2 roku życia. Moi dziadkowie posiadali różnych znajomych, jedynym mianownikiem ich było zamiłowanie do alkoholu. gdy chodziłam do przedszkola ich znajomy/sąsiad zaproponował, że w ramach wolnego czasu zabierze mnie i mojego psa na spacer, by dziadkowie mogli zająć się sobą. Chodziliśmy do lasku ok 1 km od domu. Spacery stały się regułą, z początku dla przedszkolaka znającego jedynie czarne podwórko było to fajną atrakcją.  Kiedyś przechodząc obok bunkra "wujek" zaproponował byśmy go zwiedzili, spodobał mi się i mianował go naszą bazą...Wracaliśmy tam codzień. Któregoś dnia "wujek" powiedział, że nie zdążył załatwić potrzeb w domu i musi się wysiusiać, po czym zrobił to w mojej obecności. Od tamtej pory wizyty w bazie były mało przyjemne, każdy dzień był coraz odważniejszy...aż nastąpiło nieuniknione. Trwało to 1,5 roku, próbowałam bardzo bronić się przed spacerami, jednak dziadkowie nigdy nie dostrzegli problemu, wręcz usilnie wysyłali mnie na te cholerne spacery, mimo, że płakałam i prosiłam by tego nie robili. Gdy "wujek" zorientował się, że bronie się przed schadzkami powiedział, że widział jak przebiegam wprost przed samochodem na ulicy- w konsekwencji dostałam siarczyste lanie i zrozumiałam, że była to kara za opór. Powiedział, że jak nie będe chodzić na spacery wymyśli, że zrobiłam coś tak okropnego, że oddadzą mnie do domu dziecka. Uwierzyłam, już się nie opierałam. Potem przeprowadziliśmy się a kontakt z tym człowiekiem dzięka Bogu urwał się. Dorastałam walcząc z uczuciem gorszości, nieczystości, nie godności uwagi innych. Rówieśnicy utwierdzali mnie w tym przekonaniu robiąc kąśliwe uwagi, iż jestem gruba, brzydka i ubrana dodatkowo w lumpeksie, wymyślając coraz to boleśniejsze przezwiska. No i tak minęło kolejnych kilka lat. Jako młoda nastolatka nadal byłam wzgardzana przez rówieśników, ale odkryłam, że starsi koledzy mają odmienne zdanie na mój temat, więc, żeby uciec od szarej rzeczywistości i przezwisk spędzałam czas z nimi. Oczywiście było jasne co dokładnie ich interesuje, jednak nie miałam w tej kwestii niczego do stracenia, więc spotykałam się coraz to z różnymi chłopcami/mężczyznami. Nie jednokrotnie o wiele starszymi ode mnie. Okazało się, że ani nie byłam dla nich gruba- wręcz przeciwnie, ani tym bardziej brzydka. Problem polegał jedynie na tym, że nie byłam w stanie znieść ich dotyku zbyt długo. Na ogół znajomość kończyła się na jednym bliższym spotkaniu, dłuższe znajomości trwały tyle czasu ile znajomość miała charakter platoniczny. Wierząc w swoje walory wybierałam sama obiekty zainteresować, niestety nigdy trafnie. Aż poznałam innego chłopaka. Skromnego, uprzejmego, bardzo przenikliwego i inteligentnego, o cudownej zewnętrznej powłoce. Boskim uśmiechu, cudownie niebieskich oczach które świdrując mnie miałam wrażenie czytają we mnie wszystko. Oczywiście z początku zwabiła mnie jedynie powłoka, bo nigdy nikt nie spodobał mi się do tego stopnia co on, o dziwo po pierwszym spotkaniu gdzie nawet mnie nie zauważył, przy drugim wprost przeciwnie. Może dlatego, że była to dyskoteka, a on był po kilku procentach. Tego wieczoru bawiłam się tylko z nim. I choć bardzo chciał się jak najbliżej poznać, ja odmówiłam zabierając  jego ręce od siebie. To była nowość. Bardzo Bałam się, że gdy głowa otrzeźwieje nie będzie już zainteresowany, ale było inaczej. Wtedy poznałam jego inne oblicze, nieśmiały, lekko zażenowany, uroczy facet. Nie wiem co mówi na ten temat nauka, ale wiedziałam, że z nikim innym nie będę chciała już być. To było 15 lat temu i stan utrzymuje się do dziś. Jako jedyny partner w bliższej relacji nie kojarzył mi się z krzywdami z dzieciństwa, wręcz przeciwnie, leczył mnie z nich, zapominałam o bólu i wstydzie, jako jedyny partner był w stanie dać mi satysfakcję ze zbliżenia- a to było dla mnie spore zdziwienie, bo nie sądziłam nigdy że zasłużę na tę łaskę. Relacja stała się bardzo bliska i wkrótce wszystko potoczyło się niezwykle szybko- zaszłam w ciążę, wyrzucono mnie z domu za, ów skutek uboczny, jego rodzina miała o mnie jak najgorsze zdanie, dodatkowo nie mieliśmy się gdzie podziać, więc pomieszkiwaliśmy u jego dalszej rodziny, aż udało się znaleźć mieszkanie. Córka urodziłą się idealna, 3 mies przed czasem, pewnie ze względu na wysiłek organizmu przy remoncie mieszkania. Ale była cała i zdrowa. Oczywiście sielanka nie mogła trwać zbyt długo, nasze rodziny pogodziły się z sytuacją, moi dziadkowie i rodzina męża oczywiście oszaleli na punkcie małej, wszyscy zaczęliśmy się dogadywać. I oczywiście musiało się spierniczyć. Mąż siłą rzeczy nie poświęcał mi tyle uwagi co kiedyś, a ja nie za dobrze to znosiłam, traciłam grunt spod nóg i panikowałam. Prowokowałam go, coraz to wyraźniejszym makijażem, czy ubraniem. Poza tym chciałam by był dumny, że ma taką żone, by się nigdy przenigdy mnie nie wstydził, Boże jaką ja byłam idiotką. Moje starania nie przyniosły zamierzonego skutku- wręcz przeciwnie zaczął być chorobliwie zazdrosny. Wszyscy byli podejrzani o kontakty ze mną. Jakbym była jakąś ulicznicą. Bywały awantury, że łóżko przesunięte, wiec pewnie kogoś gościłam itd. Pracował w systemie nocek, a to też nie pomagało. Ale bywały chwile, gdy odpuszczał i sprawiał, że byłam najszczęśliwsza na świecie, beztroskimi wygłupami, jego błyskotliwymi żartami, które w parzez tym uśmiechem rozbrajały mnie do reszty. No i znowu musiałam coś spieprzyć. Odpoczywał w łóżku taki beztroski i zrelaksowany, za chiny nie mogłam go z tego łóżka wyciągnąć, więc owinęłam jego boki kołdrą, jak moja babcia kiedyś mnie nazywając zabawe naleśnikiem. Oczywiście jak zwykle coś knocąc mówiłam szybciej niż myślałam i siedząc na nim chciałam jednocześnie powiedzieć że jest leniuchem i  że robie z niego naleśnika. No i poszła bomba, z kombinacji tych słów wyszło nowatorskie sformułowanie przypominające nazwisko sąsiada. Od tamtej pory byłam winna bez dowodów. Miał tylko dylemat czy puszczam się ze starym grzybem, czy o wiele młodszym synem nastolatkiem. Nic nie pomagało, odsunął się, jedynie w dziedzinie córki jakoś się dogadywaliśmy. Obsesyjnie chciał usłyszeń "prawde" Jego Prawde. Bo moja była mało istotna, słowa nie wiele znaczyły, a nie wiem jakim ślepcem był i jest, że nie widział jak na niego patrze, z jakim namaszczeniem dotykam i jak oczy mi się rozświetlają gdy go widze. Zaczął często upijać się, wychodzić z domu wieczorami do barów z kuzynem idiotą i któregoś razu nie wrócił na noc do domu, wyszedł mówiąć że wrócą za 15 min ale nie wrócili, tel nie odpowiadał, przeczekałam całą noc czekając na niego i płacząć. Rano obdzwoniłam szpital, policje i znajomych, obeczłam całe osiedle bojąc się, że gdzieś zasłabł lub został pobity, okazało się, ze kuzynowi udało się trafić do domu o 1 w nocy. Ale nie wiedział gdzie jest mój mąż. Wróciłam do domu i czekałam. Wrócil mój skarb, w taki stanie, że pierwszy raz się go bałam, miał takie spojrzenie zimne i pełne obrzydzenia. Zwyzywał mnie wyszukanymi zwrotami, chciał uderzyć, ale powstrzymał go kuzyn, który zaczął się martwić, o jego nieobecność. Poszedł spać,a ja z jednej strony dziękowałam, że nic mu nie jest a z drugiej pękało mi serce że tak mnie potraktował. Ale gdy się obudził, był nadwyraz czuły. Kochaliśmy się na zgode. Po tyg. opowiedział mi, że tej nieobecnej nocy był w domu publicznym i mnie zdradził. Chyba nigdy nic mnie tak nie zabolało, jakby cały świat osunął mi sie spod nóg, ale za bardzo go kochałam, postanowiłam spróbować mu wybaczyć. Wiele razy podczas zbliżeń zastanawiałam się czy z nią podobnie się zachowywał czy było mu przyjemniej, katowałam się coraz to nowymi myślami, no i oczywiście jako prostytutka raczej nie miała mojej figury. Miesiącami katowałam się myślami o tym, ale nie potrafiłam przestać go kochać, dalej go potrzebowałam, panicznie potrzebowałam. Mąż przestał wychodzić, natomiast wciąż grał. Któregoś razu weszłam na czat na którym koleżanka pisała z wieloma ludzmi, atmosfera była tam beztroska, wesoła, można było pożartować bez obawy, że się kiedyś spotka osobe po drugiej stronie. Jednak z zachowaniem zasad przyzwoitości, nie było tam flirtów, wyznań czy propozycji, mój mąż nie zauważył jak byłam samotna i nieszczęśliwa, zakompleksiona- bo kilkadziesiąt kg mi zostało po ciąży, ale natychmiast zauważył, że spędzam sporo czasu przy komputerze, zainstalował jakiś program szpiegowski robiący zrzuty ekranu poczynań i mimo, że nie było tam niczego zdrożnego uznał to za kolejną zdrade. Mogłam cobie już do czoła przypiąć plakietke szmata. Jego zdrada była już mało istotna, ba ja po nowym początku, po tym jak był ze mną szczery i przyznał się do zdrady ja go tak oszukałam pisząć z mężczyznami w sieci. To nic, że kobiety też tam były. I tak się ślizgaliśmy we wzajemnych wyrzutach latami, jedynie córka nas łączyła, bo oboje zrobilibyśmy dla niej wszystko. I w tym temacie, jako osoba wychowana w skrajnie ubogich warunkach poszłam do pracy. Zaczęłam od najniższeg szczebla, sprzątania, 8 godzinnej pracy, a skończyłam po 11 latach pracy tam w księgowości jako jedna z najbardziej zaufanych osób w firmie. Praca nie była łatwa, szefowa była zimną samolubną i zaburzoną osobą traktującą nas jak niewolników. Nikt nie miał prawa wyjść o czasie do domu, bo w przeciwnym razie miało ny to konsekwencje finansowe. I tu przyszedł kolejny gwóźdź do trumny, w pracy naciskano by siedzieć i pracować jak najwięcej w ogromnej presji, a w domu słyszałam wciąż wyrzuty, że pewnie wracam późno bo chodzę na schadzki. Córka bardzo też się odsunęła ode mnie. Chcąc odkupić swoją nieobecność zaczęłam robić drogie zakupy, żyć ponad stan. Jedna karta kredytowa, druga, córka rozwinęła swoją pasje życiową- jazde konno- drogie hobby, ale za nic nie chciałam, by musiała z niego rezygnować, więc po cichu zadłużałam się dalej w tajemnicy przed mężem, podczas jednego z większych kryzysów gdy się wyprowadził, kupiłam bardzo drogi komputer gamingowy, będąc przekonana, że może bycie ze mną nie ma wielkiej wartości, a moja miłość znaczy tyle co papier toaletowy, więc może sprzęt go zatrzyma. Pomyślałam, że niech już sobie gra...byle przy mnie. Tak przetrwaliśmy następny kryzys, w pracy było coraz ciężej, ogromna presja spoczywała na mnie której nie byłam w stanie udźwignąć dalej, nadmiar obowiązków którym można byłoby obdarzyć troje pracowników, w domu obojętność ze strony bliskich. Byłam między młotem a kowadłem, nie mogłam rzucić pracy ze względu na tajemne zadłużenia i nie byłam w stanie znieść sytuacji w pracy i w domu, chciałam zniknąć, podcięłam sobie żyły, ale mało skutecznie, mąż zatamował krwawienie, potem jeszcze kilka razy, ale nie działało, było mi wszystko obojętne, utwierdzałam się w przekonaniu że moim bliskim będzie lepiej beze mnie, bo nikt nie będzie musiał spłacać moich długów a w pracy po prostu zniknie jeden nie istotny niewolnik zażyłam tabletki nasenne, ale niestety mąż znów mnie przejrzał i zmusił do zwymiotowania wszystkiego. Takich prób było kilka. Aż się pewnego razu przestraszyłam swoimi poczynaniami Postanowiłam zaryzykować i to przerwać. Poszłam złożyć wypowiedzenie, w ostateczności poszłam na zwolnienie lekarskie od psychiatry. Postanowiłam przyznać się mężowi do długów, bo i tak nie było sensu udawać, że bank dzwoni bo spóźniam się kilka dni z ratą. Jak głupia liczyłam, że szczerość zaowocuje, a poszło w drugą stronę.  I tu niespodzianka  jesteśmy nadal razem. Niby, choć oficjalnie informowana jestem co drugi dzień, że nie mam się do tego stanu przywiązywać. Ja aktualnie biorę psychotropy i tabletki wyciszające od psychiatry, mąż jednego dnia jest czuły i opiekuńczy, innego zimny i oschły. Ja siedząc w domu godzinami obserwuje jego mimike twarzy, gest, analizuje panicznie broniąc się przed odejściem jego. Nie ze względu na finanse, a ze względu na to co czuje od pierwszego momentu gdy mu zaufałam. Co mam robić, od czego zacząć, jestem strzępem człowieka, nie ma kłótni żebym w ataku paniki nie traciła przytomności, właścieiw to już nawet kłótni do tego nie potzrebuje. Wystarczy, że spanikuje, bo np. mąż krzywo na mnie spojrzy. Nie jestem w stanie wynagrodzić mu tego jak go pominęłam w decyzjach finansowych, ani w 5 min naprawić sytuacji, to również dobija. Nie wiem co mam dalej robić, jakie kroki podjąć by wyjść z ataków paniki, utrat przytomności i chyba chorobliwej obsesji, bo nic mnie tak nie popycha do chęci odejścia z tego świata jak myśl o utracie męża. Bo matką wtedy też nie będe potrafiła być, a córka balastu nie potrzebuje. Pomóżcie prosze

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z której strony zacząć? Od czego? Jak mam odnaleźć spokój i poczucie bezpieczeństwa? Nie śpię nocami, leżę obok niego i patrzę na niego,. Czy to normalne, by po tylu wspólnych latach uczucie nie malało, tylko nabierało siły? Czy to normalne, że potrzebuje jego obecności, by czuć się bezpieczna? Chciałabym poczuć stabilizację, chciałabym mu pokazać, że mamy jeszcze szansę, ale obecnie czuje się jak wybrakowany towar, taki po sporej ilości przejść, z wadami fabrycznymi o żadnej wartości. Nic nie warta, przez nikogo nie chciana, nikomu nie portrzebna. Nie jestem pięknością, gotuje przeciętnie, wzorem kobiety też jestem, ani fizycznie, ani psychicznie, ale jedno moge mu zaoferować na pewno, absolutną wierność, bo nie interesuje mnie nikt inny, nigdy nie interesował, a paradoksalnie jest to główna rzecz przez którą tracę męża. O terapii małżeńskiej mogę zapomnieć, bo tego musiałyby dwie osoby chcieć. Wiem tylko, że mimo, że to nie ode mnie zależy nie potrafie funkcjonować bez tego mężczyzny. Bardzo chciałabym jemu ulżyć w tej sytuacji, bo wiem, że przytłacza go ta niepewność. Cierpi, bo wierzy w to co już sobie poukładał w głowie i nie może zaznać spokoju nie udowadniając mi tego. Problem polega na tym, że nie ma mi czego udowodnić, przyznając się do ukrytych kredytów kamień spadł  mi z serca, bo nie musze niczego już ukrywać, sprawdzać poczty ukradkiem, wyciszać telefonu, teoretycznie mogłabym spać spokojnie, ale nie mogę. Proszę, o pomoc. Do jakiego specjalisty się udać, jaki rodzaj terapii rozpocząć, od czego zacząć? Pozdrawiam....

Załamana

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Gość
Odpowiedz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

  • SKOCZ DO: 
    Księgarnia >>>> | Apteka >>>> | Uroda >>>> | Sport >>>> | Dziecięce >>>> | Moda >>>>

  • PODCASTY.jpg

  • Wpisy blogu

    • 0 komentarzy
      Ludzie chętniej próbują z kimś nowopoznanym, niż sprawdzają nowe sposoby budowania relacji, bo łatwiej jest wymienić partnera, niż skorygować własne postępowanie i przepracować coś w sobie. Jeśli chodzi o małżeństwa, w Polsce coraz częściej okazuje się, że do dwóch razy sztuka. 
       
       
    • 0 komentarzy
      Plotka. Złośliwcy powiadają, że bywa to rodzaj przemocy pośredniej – dokuczania komuś okrężną drogą. Trochę straszne, bo – powołując się na dokument „Dylemat społeczny” – fake news roznosi się w sieci sześć razy szybciej niż fakt. Najwyraźniej rzeczywiście plotki są jak chwasty w ogrodzie; nawet jeśli zrywamy je, nowe rosną prędko. Czasami bywają to chwasty wyjątkowo toksyczne, bo używa ich się chociażby do mobbingu, gnębienia kogoś w miejscu pracy lub w związku z wykonywanym przez niego zajęciem. Na szczęście nie wszystkie plotki są takie złe. Na przykład ktoś kiedyś rozpowiedział, że podobno odziedziczyłem hotel. Kto by pomyślał, jak nagle i drastycznie może wzrosnąć atrakcyjność człowieka... 😆 Tak czy inaczej, uważajmy z tym plotkowaniem i pamiętajmy: plotka niewiele mówi o danej osobie – znacznie więcej o człowieku, który w nią wierzy. Miłego dnia.
    • 0 komentarzy
      Kolejny podcast z cyklu psychologia relacji bez cenzury: 10 zjawisk, które psują związki. Psychologia miłości w kontekście czynników, które mogą zakłócić lub nawet przyczynić się do zakończenia relacji. 
       
       
       
    • 0 komentarzy
      Kiedy ostatnio dane ci było doświadczyć głębokiego relaksu, któremu towarzyszy stan błogości, poczucia harmonii wewnętrznej i kojącego spokoju? Mam nadzieję, że miewasz takie odczucia nierzadko. Jeśli jest jednak inaczej, rozważmy, co można zrobić, aby sytuację poprawić. Wersja audio poniżej, a wersja tekstowa tutaj.
       
       
    • 0 komentarzy
      Nadciąga weekend i być może niektórzy poświęcą chwilę albo dwie na jakiś serial. Nie mam na to za dużo czasu, więc wolę za często do tego typu produkcji nie zasiadać, bo niekiedy ciężko oderwać się. Wstrzemięźliwość we wszystkim – nawet we wstrzemięźliwości, więc robię wyjątki. Jako psycholog cenię barwne postacie, interesujące relacje i tym samy interakcje między bohaterami. Dramaturgia, wątki psychologiczne i niecodzienny obyczajowy kontekst też mają znaczenie. Jeśli zatem ktoś podziela sympatię do takich klimatów, może sięgnąć po „Po złej stronie torów”. Fabuła wciąga, ale jest to zarazem studium głęboko dysfunkcyjnej rodziny, która próbuje sobie radzić w obliczu splotu fatalnych okoliczności. A charaktery poszczególnych postaci zdecydowanie tego nie ułatwiają. Pierwszy sezon jest fenomenalny, natomiast pomimo słabszej jakości sezonu trzeciego, nawet tam dochodzi do takich scen, które wstrząsają nami na tyle mocno, że aż przydałyby się pasy bezpieczeństwa. Mocne. Podobało mi się. A Wy co polecacie?


  • Ważna informacja

    Chcąc, by psycholog ustosunkował się do pytania zadanego na forum, należy we wstępie podać swój wiek oraz swoją płeć i spełnić warunki podane w instrukcji darmowej porady. Psycholodzy udzielają odpowiedzi w miarę możliwości czasowych. W razie doświadczania nasilonych myśli samobójczych należy skontaktować się z numerem 112 by uzyskać ratunek. Doświadczając złego samopoczucia lub innych problemów można rozważyć też kontakt z telefonami zaufania i pomocowymi - niektóre numery podane są tutaj.

  • 05e7f642-357a-49b3-b1df-737b9aa7b7a1.jpg

  • SKOCZ DO:

  • PODCASTY-OCALSIEBIEpl.jpg

  •  
  • Podcasty i filmy o psychologii

  • Książki o rozwoju osobistym i psychologii

    83eaf72d-ea6e-4a48-ab5f-9aefa9423f3d.jpg

×
×
  • Utwórz nowe...

Ważne informacje

Używając strony akceptuje się Warunki korzystania z serwisu, zwłaszcza wykorzystanie plików cookies.